Po wyjechaniu z Oatman odbijamy na zachód. Gdy mijamy granicę stanu, uderza nas cena benzyny!
Te dwa zdjęcia zostały zrobione w odległości mniejszej niż 5 mil
:D
Jutro wrócimy do Arizony by ostatni raz zatankować za przyzwoite pieniądze
;)
Po przejechaniu łącznie 240 mil, nocleg mamy dziś w Needles, w kolejnej sieciówce Americas Best Value. Dobra cena - $55.
Bardzo przyjazny recepcjonista potwierdza, że wszyscy z Kalifornii jadą tankować do Arizony lub Nevady oraz namawia nas na odwiedziny całodobowego basenu.
Rzeczywiście, jest gorąco! Gdy chcę wyjść z pokoju sprawdzić ten basen - uderza mnie w twarz chmara latających owadów, które swoją bazę miały przy lampie nad drzwiami! Do pokoju wpada fafernaście latających mrówek :/ potem znajduję konika polnego(!) Oboje nie możemy usnąć, bo wpuściłam coś, co trzepocze przy oknie, pewnie ćmę
:D
Nigdy nie wiadomo jaki drobiazg będzie w stanie wpłynąć na odbiór miejsca
;)
Ależ tu amerykańsko i na końcu świata!
Przedwczorajsza i dzisiejsza trasa:
NorwegianWood napisał:
Super relacja! Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg!:) We wrześniu wyruszam z mężem na podobną wyprawę, więc czytam z zapartym tchem:)
Dzięki @NorwegianWood, masz w czym wybierać - na f4f jest wiele dobrych relacji, a w innej sekcji ludzie doradzają w kwestii układania tras
;) DZIEŃ 16 (2.07) - KELSO DUNES, CALICO GHOST TOWN - FESTIWAL FAŁSZU
Dziś do pokonania mamy znowu ponad 300 mil, dlatego niewiele zaplanowane do zobaczenia. W Needles wreszcie udaje się znaleźć przyzwoity znak, którego zrobienie zdjęcia nie zagraża życiu ni zdrowiu
;)
W ogóle od Needles znaki na zjazdy do Route 66 są częstsze, zjechanie jest więc dużo łatwiejsze. My łapiemy jednak tylko nieduży odcinek od Klinefelter do Fenner. Dalej musimy wrócić na autostradę, bo chcemy pojechać na szumiące wydmy.
Za skrętem w stronę Mojave Desert znak: uwaga na żółwie! Wypatrywałam całą drogę, ale nawet nie wiedziałam jakiego koloru ma być żółw ani wielkości
:( W toalecie przy wejściu na Kelso Dunes nawiązujemy przyjaźnie:
W trawie dojrzałam ślady życia!
to żółw!
Następnie wróciliśmy na drogę nr 40. Na tym odcinku też są dobrze zaznaczone zjazdy na route 66, ale już nie zjeżdżamy.
Zjeżdżamy za to do zabytkowego Calico by ostatni raz ucieszyć oczy dzikim zachodem. Po zapłaceniu $8 od samochodu od razu żałujemy. Miasteczko trąci fałszem na kilometr, mimo że na zdjęciu prezentuje się ładnie. Wszystkie dodatkowe atrakcje oprócz wałęsania po mieście są naturalnie płatne.
Po czterdziestu minutach wracamy na autostradę. Krajobraz zaczyna być coraz bardziej... amerykański. To najlepsze słowo jakie przychodzi mi do głowy. Na początku wycieczki co jakiś czas powtarzałam że jakoś nie czuję się, jakbym była w Stanach, to nie wydaje się prawdziwe... Od wczoraj, gdy zjechaliśmy do Needles na środek niczego wreszcie to czuję! Krajobraz z dzisiejszego popołudnia tylko to potęguje:
Przypominają mi się z dzieciństwa oglądane fragmenty filmów amerykańskich kręcone na pustyni choć żadnego tytułu nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Jak czuło się wtedy ten żar z kadru, tak teraz ten żar był prawdziwy!
Zatrzymujemy się na stacji benzynowej, skąd razem z nami rusza kilkanaście wozów strażackich, to już w ogóle sprawia, że czujemy się jak w Ameryce
:D Jest drugi lipca, więc wiadomo w jakim celu się przemieszczają
:D
W czterdziestostopniowym upale zajeżdżamy do najbardziej klasycznego motelu w Ameryce. Który oczywiście też stoi praktycznie na pustyni.
Tutaj nie mogę się oprzeć i idę skorzystać z basenu!
W miejscowości Buttonwillow Motel 6 jest naprawdę klasa! Niczego mu nie brakowało, nawet dobrej ceny ($48)! Za kilka dni kończymy wyprawę, a ja dopiero poczułam, że jestem w USA - lepiej późno, niż wcale
;)
DZIEŃ 17 (3.07) BIG SUR, MONTEREY
Najpiew szybkie śniadanie, dziś wybieramy Carl's Jr. - sieciówka z fastfoodami zaserwowała nam kawę z dolewką i jeśli dobrze pamiętam - english tost, z jajkiem, boczkiem i serem. Nie pamiętam tego śniadania, co oznacza że było ok, a jakość do ceny była odpowiednia
:D
Gdy ustawiliśmy cel podróży wybrzeże oceaniczne - zdecydowaliśmy, że jedziemy w linii prostej - nad Morro Bay - nawigacja pokazała że to jeszcze 2h! Pełna zawiedzenia byłam, no ale co zrobić. Droga wiodła ponownie przez wzgórza, i pustynię. Gdy oglądam wszystkie zdjęcia z całej wyprawy, te właśnie z tych niby nieatrakcyjnych bezdroży wzbudzają we mnie najwięcej emocji. Byłam tam!
ale im bliżej wybrzeża tym zimniej się robiło i tym więcej plantacji wieeeelohektarowych mijaliśmy. Nie potrafię powiedzieć czy na pewno pomarańczy, niektóre te krzewy i drzewa nijak nie wyglądały jakby mogły tam rosnąć pomarańcze. Gdy dojechaliśmy do Morro Bay przywitało nas 18 stopni i gęste deszczowe chmury (które naturalnie kończyły się nad górami, z których przed chwilą zjeżdżaliśmy). Co ciekawe, ja chciałam się dziś wykąpać
:D Nastawiałam się na co najmniej 30 stopni, palmy i plaże! no cóż, palmy i plaże były
:D Tak wychodzi właśnie niedokładne przygotowanie. Nie pomyślałabym, że skoro w Santa Monica, Malibu czy w LA jest prawie zawsze upał, to 100 km na północ już niekoniecznie
:D Wycofałabym się z niechęci odwiedzenia LA. Może nie samego miasta - ale choćby połówki dnia na plaży...
Zatrzymaliśmy się na chwilę na Morro Bay
Na szczęście zaraz się wypogodziło i kalifornijską jedynkę podziwiać będziemy w pięknych warunkach pogodowych, z najbłękitniejszym niebem jak to tylko możliwe.
Generalnie zasada taka: tam gdzie można i pięknie, to się zatrzymywaliśmy
:D "tam gdzie można" jest utrudnione, ponieważ większość parkingów jest naszykowana od strony morza, naturalnie, a my jedziemy od południa. Nie mogliśmy więc w wielu miejscach nagle skręcić w lewo na postój. Wygodniej byłoby zwiedzać Big Sur jadąc od północy, zdecydowanie. Z drugiej strony, jeśli ktoś miałby za dużo zmieniać by tylko jechać od północy, to zdecydowanie za dużo zachodu na to.
Jedyne miejsca, które mieliśmy ustawione to McWay Falls i Bixby Bridge. Z racji takiej, że zwiedzaliśmy w świąteczny weekend, ruch był ogrooomny. Przy Bixby Bridge nie mieliśmy szans na postój w promieniu dwóch kilometrów.
McWay Falls:
Big Sur to jedno z moich top 3 tej wyprawy i dokładnie tutaj zostaje
:)
Mimo, że ostatnią godzinę przed wjazdem do Monterey odstaliśmy w korkach.
im bliżej Monterey tym więcej chmur na nowo
;)
Po południu po zalogowaniu idziemy zobaczyć centum Monterey - główny deptak, fisherman's wharf. Jest mnóstwo ludzi, czuć, że w większości turystów - jutro przecież święto! Monterey już tego jednego popołudnia zyskuje sobie u mnie miano najładniejszego miasteczka w Ameryce. Wiem, że widziałam ich tylko kilka, ale zyskuje! Przepyszna kolacja w Johny Rockets (polecam) i możemy się mentalnie przygotowywać na świętowanie dnia niepodległości wraz z wszystkimi wokół następnego dnia!
DZIEŃ 18 (4.07) DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI, MONTEREY
Od rana słyszymy jak wszyscy życzą sobie "happy Independence day"!
Dziś pierwsze kroki kierujemy na świąteczne śniadanie. I na tę okoliczność czekało się kilka minut na stolik, nawet w sieciówce Denny's. Dowiedzieliśmy się od kelnerki, że miasto zrezygnowało z puszczania fajerwerków już w zeszłym roku. Miny nam trochę zrzedły bo dosyć intensywnie cieszyliśmy się na ujrzenie tej wielkiej fiesty wszystkich Amerykanów.
Postanawiamy zwiedzić latarnię. Było jeszcze zamknięte więc posiedzieliśmy nad malowniczym brzegiem oceanu.
możliwości świeżo nabytego ajfona:
latarnia:
Latarnia jest miejscem bardzo przyjemnym, warto wpaść rzucić okiem. Staff jest bardzo pomocny, zapytałam panią o fajerwerki i powiedziała mi że w miejscowości Marina albo w Seaside mogą dziś być bo słyszała to w radio i zaczęła nam mapki rysować. Pojechaliśmy tam nawet wieczorem, ale trafiliśmy na domki jednorodzinne, a jedyne dwie osoby, jakie tam spotkaliśmy to byli turyści, który znowuż słyszeli że fajerwerki będą w Monterey
:D
Poszliśmy jeszcze do domu Stevensona. Dom był zamknięty to choć pobuszowaliśmy w ogrodzie
;)
Dzień upłynął świątecznie: wędrowaliśmy po straganach celem zakupienia amerykańskich pamiątek, wpadliśmy na kawkę na molo, popatrzyliśmy w wodę
;) Amerykanie chodzą pozaznaczani symbolami flagi w każdy możliwy sposób.
To miejsce jest w samym centrum miasta!
Wieczorem, okazało się, że pani z latarni miała rację - fajerwerki strzelały jakieś 3 mile o nas w stronę Mariny i Seaside. Były ładnie widoczne, ale jednak to nie to samo, co gdy strzela zaraz obok
;)
DZIEŃ 19 (5.07) ODDAJEMY SAMOCHÓD
Ale zanim to zrobimy, wstajemy 7:30, szybki paking, łapiemy kawę i po bułce w motelu (tyle przysługiwało) i w drogę! za Monterey szukamy ostatniej stacji i płacimy 3.05 za galon. Jedziemy na Gilroy, chcemy zobaczyć czy coś outletowo-ciuchowego by dla nas nie było. Niestety przyjeżdżamy za wcześnie - jest 9:30, a sklepy otwierają o 10, nie mamy czasu by tyle czekać
:( Zakupy ubraniowe więc pozostaną w strefie legend o dobrobycie i cenach
:D
Przy oddaniu samochodu wszystko poszło sprawnie. Obsługa poprosiła by ustawić się w linii za innymi pojazdami, usunąć swoje rzeczy, dostaliśmy rachunek na którym był przebieg, dopłata za upgrade (niższa niż zakładaliśmy) info, że jest bak pełen i tyle. Ja jeszcze tylko zostawiłam telefon w samochodzie, ale dzięki przyjaznym ludziom, którzy pracują w Bugdet w 10 minut miałam go z powrotem
;)
Bierzemy ponownie kolejkę BART i logujemy się w tym samym hotelu.
Nie chce nam się za bardzo ruszać. Bo teraz już wiemy, że za dużo dni zaplanowaliśmy na San Francisco, to nigdzie nam się nie spieszy
;) W promieniu stu metrów od hotelu znajdujemy przewspaniałą chińską restaurację Golden Horse, gdzie tak nam smakuje i jest tak autentycznie, że będziemy tam już jeść do końca pobytu.
Ale fajnie się czytało, przypomniałaś mi dużo drobnych ciekawostek, które też mnie rozbawiły, jak np. bilety w SF które wyglądały jak wycięte z Faktu
:PZ kolejkami na SFO słuszna uwaga. My na dodatek wychodziliśmy z ostatniego rzędu w samolocie + w tym samym momencie wylądowały 2x A380 (nasz z Londynu i drugi z Chin), przez co mieliśmy baaaardzo dużo czasu na rozprostowanie nóg po 11h locie :/A po przypłynięciu do Alcatraz robił przemowę Dziadzia-Zgrywusek, były więzień?
;)No tak, beef jerky, mój chłop nie raz i nie dwa kazał mi się zatrzymywać gdzieś pośrodku niczego, bo akurat gdzieś w oddali zauważył lokalną "suszarnię"No i pralniomat i wspomnienie o Mirage, moim hotelowym marzeniu naszego wyjazdu, które jak się okazało, było absolutnie niewarte wydanych pieniędzy
:PP.S. Czekam na ciąg dalszy, podoba mi sie Twój lekki styl pisania
;)
karpik napisał:Ale fajnie się czytało, przypomniałaś mi dużo drobnych ciekawostek, które też mnie rozbawiły, jak np. bilety w SF które wyglądały jak wycięte z Faktu
:PZ kolejkami na SFO słuszna uwaga. My na dodatek wychodziliśmy z ostatniego rzędu w samolocie + w tym samym momencie wylądowały 2x A380 (nasz z Londynu i drugi z Chin), przez co mieliśmy baaaardzo dużo czasu na rozprostowanie nóg po 11h locie :/A po przypłynięciu do Alcatraz robił przemowę Dziadzia-Zgrywusek, były więzień?
;)No tak, beef jerky, mój chłop nie raz i nie dwa kazał mi się zatrzymywać gdzieś pośrodku niczego, bo akurat gdzieś w oddali zauważył lokalną "suszarnię"No i pralniomat <3P.S. Czekam na ciąg dalszy, podoba mi sie Twój lekki styl pisania
;)Dzięki Karp! Pisanie jest czasochłonne, ale robię co mogę by dokończyć (na szczęście jestem na mini-emeryturze, więc mam czas)Więcej spostrzeżeń z SFO podrzucę na koniec, bo tam byliśmy ostatnie dni, ale taaaak! Zapomniałam o przemowie na początku zwiedzania Alcatraz! Nie było więźnia, ale prowadzący ranger zapytał zgromadzonych skąd są itd., jeden pan powiedział, że mieszka 40 lat w San Francisco i pierwszy raz wybrał się do Alcatraz. Naturalnie dostał brawa.A suszarnie... ehh lepiej żeby tego K. nie przeczytał bo się zapłacze :/ nabywaliśmy tylko z torebki...
Poważnie czasami mam wrażenie, że byliśmy na tej samej wycieczce. Nawet z przewodnika korzystaliśmy tego samego
;)Ale tego, że się nie jaracie Vegas, to nie wybaczam [ foch! ]
:P
katraviatta napisał: może z osobą, która lubi Vegas
:D Polecam się
:PA Wasza droga już zaczyna odbiegać od naszej, bo niestety aż tak daleko się nie zapuściliśmy. Czekam z niecierpliwością na Wasz powrót w zachodnie rejony
:PI nie chcę znowu zamartwiać K, ale Arizonę to można w PiPie dostać bez najmniejszego problemu, a od czasu do czasu to i nawet w Lidlu jest w tygodniu amerykańskim...
:P Dla równie zaintrygowanych: książka Grumpy Cata jest na Allegro, rozważam
:P
Może się wam albo komuś następnemu przyda - w Moab jest bardzo tani hostel o przyzwoitym standardzie - Lazy Lizard. Spalismy tam w 2008 roku, było oki. Teraz widze jest drożej, ale nadal bardzo tanio (34$ za dwojkę).
Super:) Najbardziej nie mogę doczekać się właśnie podróży HighWay1
:)Dzięki za wskazówki! Zanotowałam ich mnóstwo:)! Trochę się boję zaglądać na podforum planowania trasy, bo mój entuzjazm mógłby osłabnąć jednakże czytając relacje innych podróżników wiem, że można w kilkanaście dni przejechać mnóstwo mil i zwiedzić kawał Ameryki:)
Fajna relacja, przeczytałem wszystko!Na przyszłość mogę polecić do zobaczenia White Pocket (moim zdaniem ciekawsze od The Wave, no i nie trzeba zezwolenia) oraz Edmaier's Secret. Na każdy z tych punktów trzeba zaplanować po całym dniu.
Nas trochę ograniczyła liczba kierowców: 1W sumie zrobiliśmy więcej km niż Ty @Ruben$ w te nasze 18 dni, ale ostatni tydzień naprawdę sobie odpuściliśmy: potrafiliśmy być już o 18:00-19:00 w hotelu, wyjeżdżając o 9:00 - skromnie
;) Ostatnie dwa dni mi zostały do napisania i nie wiem jak będę żyć gdy skończę! Fajnie się pisze. Chyba trzeba będzie się gdzieś znowu udać.@NorwegianWood skorzystaj z układania trasy, tam Ci nikt głowy nie zmyje
:D a jeśli zmyje - to przynajmniej będziesz realnie wiedział czego nie zdążysz zobaczyć
Hej:) juz sie przemoglam, opublikowalam i czekam pokornie na opinie:p nie mog esie doczekac dokonczenia trasy przez @Ruben$ bo liczba dni prawie zblizona a plany praktycznie te same:) @katraviatta - super sie czyta wiec kolejna podroz planujcie i relacjonujcie koniecznie:) czekam na podsumowanie:)
a jakie jest uzasadnienie odmowy przez ubezpieczyciela ?nie wiem czy zwróciliście też uwagę w autobusach w SF na linkę, służącą do zatrzymywania pojazdu. Nad głowami siedzących pasażerów, przy szybie, wisi nic innego, jak linka, która po delikatnym pociągnięciu w dół sygnalizuje kierowcy chęć opuszczenia pojazdu przez pasażera. Coś jak znany nam guzik stop, tylko wersja economy
:P
"Zakresem ubezpieczenia nie są objęte koszty związane z opóźnieniem dostarczenia bagażu podróżnego, które ubezpieczony poniósł po powrocie do Polski."@karpik właśnie o tym mówię przestarzałych technologiach np. zamiast elektroniki - linka
:D
Fajne podsumowanie
:) Jedną rzecz bym zmienił. Jeśli to możliwe to pisałbym wszelkie wydatki w dolarach, a na samym końcu po ile kupowaliśmy dolary. W końcu u nas kurs mocno się zmienia i 500 złotych dzisiaj może w dolarach wykazywać inną wartość np. za rok...
przeczytałem tylko fragment ale moim skromnym zdaniem jak na 5 nocy w SF to praktycznie nic nie zobaczyliściea szkodaco do jedzeniaSF słynie z clam chowder, burrito i żarcia w chińskiej dzielnicy
becek napisał:przeczytałem tylko fragment ale moim skromnym zdaniem jak na 5 nocy w SF to praktycznie nic nie zobaczyliściea szkodaco do jedzeniaSF słynie z clam chowder, burrito i żarcia w chińskiej dzielnicyRacja, jak sama wspominałam - to na co mieliśmy 3,5 dnia można zobaczyć w półtora, podkreślałam to dwa razy. Oraz, sami z góry zrezygnowaliśmy z turystycznych punktów jak painted ladies czy lombard street. Woleliśmy spędzić czas na faktycznym poznaniu miasta, by poczuć jego atmosferę. Dla nas dużo ciekawsze jest obserwowanie przystanków autobusowych i sklepowego asortymentu niż ikony turystów
:D Naturalnie, ponownie napiszę - nie neguję tego. Sami przecież wybraliśmy Alcatraz jako must see, Twin Peaks oraz Castro. Reszta to miły dodatek, na który też znaleźliśmy czas. Jeśli chodzi o chińską dzielnicę - znaleźliśmy jedną knajpę przy pierwszej próbie i była tak autentyczna, że nie śmieliśmy ryzykować i zmieniać
;) A! no i oboje lubimy dobre piwo, wieczór w tap barze liquid gold, na nie-zwiedzaniu, wspominam najmilej
:D
:lol:
:mrgreen: @Ruben$, racja - poprawiłam. Tam gdzie mogłam, dodałam walutę. Mogłam się machnąć o jakieś 2-4%, ale by to policzyć dokładniej, musiałabym wykonywać pewne działania od początku, więc uznaję tę granicę błędu
:D
ale z opisu wynika ze właśnie potraktowaliście SF wybitnie turystycznie ale tak na leniano chyba ze napisz coś o tej "atmosferze" co ja niby poczuliście;D
Naprawdę, nie czuję bym musiała się jeszcze z czegoś tłumaczyć
:DKażdy ma swoje emocje i odczucia i jest to sprawa bardzo indywidualna.Mam wrażenie, że piszesz "ale mało zobaczyliście przez te trzy dni, mogliście więcej" w momencie, gdy ja piszę dokładnie to samo, tylko nie uważam tego za coś złego
;)Masz większe doświadczenie z SF: może napisz w osobnym wątku co myślisz i co ciekawego widziałeś? Przecież po to to forum jest, by pomóc innym. Zapewne i mnie, bo do SF na pewno wrócę przy okazji innych tras.
wow! Ta relacja została nominowana do relacji miesiąca! To spore wyróżnienie, dziękuję!Jeśli się Wam podoba, zachęcam do głosowania:konkurs-na-relacje-miesiaca-lipiec,0,98436
Wielki szacun za podanie całego kosztu wyprawy na osobę. Na forum jest tendencja unikania odpowiedzi na pytanie: 'a ile cię to wszystko kosztowało?". Owszem wszyscy podają ceny lotów, hoteli, wynajmu auta czy atrakcji. Ale tego ile przejedli, przepili i przebalowali to często już nie podają. A dla planujących wyprawę takie informacje są pomocne. 9.874 zł na osobę to naprawdę nie tak dużo. Spodziewałam się wyższej kwoty jak na 3 tygodnie w Stanach.
elwirka napisał:Wielki szacun za podanie całego kosztu wyprawy na osobę. Na forum jest tendencja unikania odpowiedzi na pytanie: 'a ile cię to wszystko kosztowało?". Owszem wszyscy podają ceny lotów, hoteli, wynajmu auta czy atrakcji. Ale tego ile przejedli, przepili i przebalowali to często już nie podają. A dla planujących wyprawę takie informacje są pomocne. 9.874 zł na osobę to naprawdę nie tak dużo. Spodziewałam się wyższej kwoty jak na 3 tygodnie w Stanach.Dziękuję!Wydaje mi się, że to nie takie rzadkie podawać całkowity koszt. Najlepiej sobie policzyć "rentowność" wyprawy w przeliczeniu na dzień - co też zrobiłam - i porównać do innych tego typu wypraw. Np. @tomcravt ma ten "licznik" ok 360 zł na dzień - czyli tańszy! Ale były też "droższe" wyprawy. Nasza wycieczka z dojazdem trwała też tak naprawdę 24, a nawet 25 dni.Aha, no i to jest też powód, dla którego moi znajomi nie przeczytali tej relacji, nigdzie jej nie podlinkowałam
:D Nie napisałam jej dla nich, tylko dla użyteczności publicznej, by komuś się jeszcze przydała jakaś informacja z tej pisaniny. Jeśli ktoś chciałby się odwdzięczyć, z chęcią przyjmę hershey's (od $1) lub beef jerky (od $3)
:lol:
jak jesteśmy przy amerykańskich fast foodach z burgerami to polecam spróbować In-N-Out, sieć dostępna praktycznie tylko w Kalifornii z super krótkim menu, jakościowo oczko powyżej pozostałych sieciowek.
grondo napisał:Jak ktoś będzie zawiedziony jedzeniem w polecanych Wendy's i Denny's, to proszę się nie zrażać, w stanach można zjeść duużo lepiej
;)Wendy's i Denny's są całkiem ok, smacznie, ale najlepiej wychodzi tu stosunek jakości do ceny. Oczywiście, że można zjeść lepiej - moi faworyci to black bear inn i johnny rockets
;)
mały apdejt: Air France jest oczywiście świetną linią lotniczą i wypłaciła claim bez szemrania
:)więc jeśli zawiedzie Was Wasz ubezpieczyciel, zawsze można liczyć na linie
:D
Świetna relacja! Od mojej wyprawy po zachodnim wybrzeżu minęło już trochę czasu, więc łza się w oku kręci na widok zdjęć z tych samych miejsc, ehh chciałoby się tam wrócić.Co do jedzenia to dodałbym tylko, że fastfood w kalafiorni to nie tylko burgery i pankejki, ale także całkiem niezłe potrawy meksykańskie w Taco Bell, Salsie itp, także w bardzo dobrej cenie. katraviatta napisał: Kolejka w wypożyczalni aut może być długa oraz nie bójmy się wysłuchać propozycji co do upgrejdu Co do upgrade'u mam trochę inne doświadczenie, bo za każdym razem kiedy rezerwowałem przy LAX małe auto okazywało się, że aut tej klasy nie ma, a najmniejszym jakie mieli było coś określane jako full size, a raz nawet trafił się van. Oczywiście nikt nie wymagał żadnej dopłaty. Przed zgodzeniem się na zaproponowany upgrade dobrze zapytać, czy zamówione auto jest dostępne
;) bo z dużym prawdopodobieństwem można dostać upgrade za darmo. Dorzucę jeszcze swoje 3 gr i dodam, że planując trasę po zachodnim wybrzeżu nie omijałbym LA, które warto zobaczyć chociażby dla plaży w Santa Monica, Venice lub aMalibu lub zachodu słońca lub wieczoru z punktu widokowego przy Mulholland Drive.
@SkySurfer generalnie zgadzam się ze wszystkim, co piszesz, więc mam nadzieję, że inni Cię posłuchają:1. żałuję, że do kuchni meksykańskiej nie było nam jakoś po drodze, mimo, że lubimy - mogliśmy choć do Taco bell
;) jedliśmy raz meksykańskie w pahrump i było słabe, więc następnym razem na pewno sobie pofolgujemy w tę stronę. Podobnie jak chińskie jedzenie w SF - ok, knajpa, w której jedliśmy miała wyborne jedzenie, ale jednak chcę też następnym razem spróbować czego innego w faktycznej chińskiej dzielnicy
:D2. z samochodem rzeczywiście taktyczny błąd. Może nie mieli niczego w naszej klasie. Choć wypożyczalnia w SF jest ogromna, pewnie małe szanse na to, ale może rzeczywiście tak było - dobrze, że to strata tylko hipotetycznych $80 3. To mnie dołuje najbardziej. Odpuściliśmy LA, bo tłok korki itp., ale jednak plażę i kalifornijski klimat chciałam zobaczyć, teraz na pewno zmodyfikowałabym trasę i pojechała choć na Santa Monica właśnie
:(
Dzięki za super relacje. Nie ukrywam, że była ona dla mnie natchnieniem i za półtora miesiąca ruszam Twoimi śladami
;). Generalnie moja trasa jest podobna uwzględniając Twoje wszelkie uwagi i wskazówki. W moim wyjeździe jest jednak trzeci podróżnik – 2,5 letni. Podróżnik ten potrafi przejść 3-4 km odcinki na swoich nogach, ale czasem oczywiście potrzebuje wsparcia w postaci wózka. I stąd parę pytań...Zion NP – w drodze na „The Narrows” przechodziliście zapewne „RiverSide Walk” - jak udało mi się wczytać da się tu wjechać wózkiem – proszę o potwierdzenie
;)czy na początku „The Narrows” jest opcja żeby zostawić gdzieś wózek (przypięty) żeby np. spróbować swoich sił na tym szlaku?Bryce NP – tu planujemy zejście na dół szlakiem Queens Garden Trail a powrót na górę Navajoo Loop. Czy to Twoim zdaniem dobre rozwiązanie? Da się zabrać tutaj wózek czy lepiej zostawić na górze?W sumie w ogóle będę wdzięczny za Twoja opinię w tym temacie – które z „waszych” szlaków mogą nadawać się na wózek tudzież wędrowanie przez 2,5 latka.Pzdr
;)
michals_80 napisał:Zion NP – w drodze na „The Narrows” przechodziliście zapewne „RiverSide Walk” - jak udało mi się wczytać da się tu wjechać wózkiem – proszę o potwierdzenie
;)czy na początku „The Narrows” jest opcja żeby zostawić gdzieś wózek (przypięty) żeby np. spróbować swoich sił na tym szlaku?Z tego co ja pamiętam, to całe Riverside Walk można bez najmniejszego problemu przejechać wózkiem. To jest po prostu wybetonowana na płasko ścieżka. Jak trzeba już wejść do rzeki to wózek trzeba zostawić. Można na przykład przypiąć do jakiegoś drzewka albo po prostu zostawić, nie sądzę aby ktoś go ukradł
:) Jak daleko uda wam się przejść rzeką zależy głównie od poziomu wody. Trzeba malucha bardzo pilnować bo prąd jest dosyć mocny miejscami a dno kamieniste.michals_80 napisał:Bryce NP – tu planujemy zejście na dół szlakiem Queens Garden Trail a powrót na górę Navajoo Loop. Czy to Twoim zdaniem dobre rozwiązanie? Da się zabrać tutaj wózek czy lepiej zostawić na górze?Większość tej trasy jest do zrobienia wózkiem bo głównie w dół i jest dosyć szeroko i równo. Przez Navajoo Loop mocno pod górę ale też podłoże równe, myślę że wózek nawet z dzieckiem można spokojnie wciągnąć. Jak się nie da z "ładunkiem" to na pewno pusty może bez problemu wjechać.
Dziękuję za ciepłe słowa!@Manix2manix2 już odpowiedział, a tymczasem ja tylko dorzucę co NIE nadaje się z mojej relacji dla dziecka:1. Szlak na north dome - w yosemite wybierzcie inny
;)2. the Narrows - zależy w jakim miesiącu jedziecie. Jeśli tak jak my w głębokim czerwcu lub lipcu - woda będzie płyciutka. Szkrab może wejść z Wami, ale na pewno się przewróci
:D i będzie cały mokry, nie ma innej opcji.3. Szlak do delicate Arch - nie ma szans, jeśli wybieracie się do Arches (polecam) to raczej miejsca "scenic point" z mapki niż szlaki.To tyle. Ameryka to bardzo przyjazny kraj dla każdego. Przeleciałam w myślach moją trasę i w sumie z dzieckiem można wszędzie: i do yosemite, i death valley, i Zion (emerald pools!) i Bryce (pod tę górę na Navajo loop wózek ok, ale zziajacie się na pewno
;) ) i Kanion, i Canyonlands, i Arches, i Monument Valley, Canyon de Chelly, Bearizona, Calico, Oatman... i Monterey - no wszystko!
Po wyjechaniu z Oatman odbijamy na zachód. Gdy mijamy granicę stanu, uderza nas cena benzyny!
Te dwa zdjęcia zostały zrobione w odległości mniejszej niż 5 mil :D
Jutro wrócimy do Arizony by ostatni raz zatankować za przyzwoite pieniądze ;)
Po przejechaniu łącznie 240 mil, nocleg mamy dziś w Needles, w kolejnej sieciówce Americas Best Value. Dobra cena - $55.
Bardzo przyjazny recepcjonista potwierdza, że wszyscy z Kalifornii jadą tankować do Arizony lub Nevady oraz namawia nas na odwiedziny całodobowego basenu.
Rzeczywiście, jest gorąco! Gdy chcę wyjść z pokoju sprawdzić ten basen - uderza mnie w twarz chmara latających owadów, które swoją bazę miały przy lampie nad drzwiami! Do pokoju wpada fafernaście latających mrówek :/ potem znajduję konika polnego(!) Oboje nie możemy usnąć, bo wpuściłam coś, co trzepocze przy oknie, pewnie ćmę :D
Nigdy nie wiadomo jaki drobiazg będzie w stanie wpłynąć na odbiór miejsca ;)
Ależ tu amerykańsko i na końcu świata!
Przedwczorajsza i dzisiejsza trasa:
Dzięki @NorwegianWood, masz w czym wybierać - na f4f jest wiele dobrych relacji, a w innej sekcji ludzie doradzają w kwestii układania tras ;)
DZIEŃ 16 (2.07) - KELSO DUNES, CALICO GHOST TOWN - FESTIWAL FAŁSZU
Dziś do pokonania mamy znowu ponad 300 mil, dlatego niewiele zaplanowane do zobaczenia.
W Needles wreszcie udaje się znaleźć przyzwoity znak, którego zrobienie zdjęcia nie zagraża życiu ni zdrowiu ;)
W ogóle od Needles znaki na zjazdy do Route 66 są częstsze, zjechanie jest więc dużo łatwiejsze. My łapiemy jednak tylko nieduży odcinek od Klinefelter do Fenner. Dalej musimy wrócić na autostradę, bo chcemy pojechać na szumiące wydmy.
Za skrętem w stronę Mojave Desert znak: uwaga na żółwie! Wypatrywałam całą drogę, ale nawet nie wiedziałam jakiego koloru ma być żółw ani wielkości :(
W toalecie przy wejściu na Kelso Dunes nawiązujemy przyjaźnie:
W trawie dojrzałam ślady życia!
to żółw!
Następnie wróciliśmy na drogę nr 40. Na tym odcinku też są dobrze zaznaczone zjazdy na route 66, ale już nie zjeżdżamy.
Zjeżdżamy za to do zabytkowego Calico by ostatni raz ucieszyć oczy dzikim zachodem. Po zapłaceniu $8 od samochodu od razu żałujemy. Miasteczko trąci fałszem na kilometr, mimo że na zdjęciu prezentuje się ładnie. Wszystkie dodatkowe atrakcje oprócz wałęsania po mieście są naturalnie płatne.
Po czterdziestu minutach wracamy na autostradę. Krajobraz zaczyna być coraz bardziej... amerykański. To najlepsze słowo jakie przychodzi mi do głowy. Na początku wycieczki co jakiś czas powtarzałam że jakoś nie czuję się, jakbym była w Stanach, to nie wydaje się prawdziwe... Od wczoraj, gdy zjechaliśmy do Needles na środek niczego wreszcie to czuję! Krajobraz z dzisiejszego popołudnia tylko to potęguje:
Przypominają mi się z dzieciństwa oglądane fragmenty filmów amerykańskich kręcone na pustyni choć żadnego tytułu nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Jak czuło się wtedy ten żar z kadru, tak teraz ten żar był prawdziwy!
Zatrzymujemy się na stacji benzynowej, skąd razem z nami rusza kilkanaście wozów strażackich, to już w ogóle sprawia, że czujemy się jak w Ameryce :D Jest drugi lipca, więc wiadomo w jakim celu się przemieszczają :D
W czterdziestostopniowym upale zajeżdżamy do najbardziej klasycznego motelu w Ameryce. Który oczywiście też stoi praktycznie na pustyni.
Tutaj nie mogę się oprzeć i idę skorzystać z basenu!
W miejscowości Buttonwillow Motel 6 jest naprawdę klasa! Niczego mu nie brakowało, nawet dobrej ceny ($48)!
Za kilka dni kończymy wyprawę, a ja dopiero poczułam, że jestem w USA - lepiej późno, niż wcale ;)
DZIEŃ 17 (3.07) BIG SUR, MONTEREY
Najpiew szybkie śniadanie, dziś wybieramy Carl's Jr. - sieciówka z fastfoodami zaserwowała nam kawę z dolewką i jeśli dobrze pamiętam - english tost, z jajkiem, boczkiem i serem. Nie pamiętam tego śniadania, co oznacza że było ok, a jakość do ceny była odpowiednia :D
Gdy ustawiliśmy cel podróży wybrzeże oceaniczne - zdecydowaliśmy, że jedziemy w linii prostej - nad Morro Bay - nawigacja pokazała że to jeszcze 2h! Pełna zawiedzenia byłam, no ale co zrobić. Droga wiodła ponownie przez wzgórza, i pustynię.
Gdy oglądam wszystkie zdjęcia z całej wyprawy, te właśnie z tych niby nieatrakcyjnych bezdroży wzbudzają we mnie najwięcej emocji. Byłam tam!
ale im bliżej wybrzeża tym zimniej się robiło i tym więcej plantacji wieeeelohektarowych mijaliśmy. Nie potrafię powiedzieć czy na pewno pomarańczy, niektóre te krzewy i drzewa nijak nie wyglądały jakby mogły tam rosnąć pomarańcze. Gdy dojechaliśmy do Morro Bay przywitało nas 18 stopni i gęste deszczowe chmury (które naturalnie kończyły się nad górami, z których przed chwilą zjeżdżaliśmy). Co ciekawe, ja chciałam się dziś wykąpać :D Nastawiałam się na co najmniej 30 stopni, palmy i plaże! no cóż, palmy i plaże były :D Tak wychodzi właśnie niedokładne przygotowanie. Nie pomyślałabym, że skoro w Santa Monica, Malibu czy w LA jest prawie zawsze upał, to 100 km na północ już niekoniecznie :D Wycofałabym się z niechęci odwiedzenia LA. Może nie samego miasta - ale choćby połówki dnia na plaży...
Zatrzymaliśmy się na chwilę na Morro Bay
Na szczęście zaraz się wypogodziło i kalifornijską jedynkę podziwiać będziemy w pięknych warunkach pogodowych, z najbłękitniejszym niebem jak to tylko możliwe.
Generalnie zasada taka: tam gdzie można i pięknie, to się zatrzymywaliśmy :D "tam gdzie można" jest utrudnione, ponieważ większość parkingów jest naszykowana od strony morza, naturalnie, a my jedziemy od południa. Nie mogliśmy więc w wielu miejscach nagle skręcić w lewo na postój. Wygodniej byłoby zwiedzać Big Sur jadąc od północy, zdecydowanie. Z drugiej strony, jeśli ktoś miałby za dużo zmieniać by tylko jechać od północy, to zdecydowanie za dużo zachodu na to.
Jedyne miejsca, które mieliśmy ustawione to McWay Falls i Bixby Bridge. Z racji takiej, że zwiedzaliśmy w świąteczny weekend, ruch był ogrooomny. Przy Bixby Bridge nie mieliśmy szans na postój w promieniu dwóch kilometrów.
McWay Falls:
Big Sur to jedno z moich top 3 tej wyprawy i dokładnie tutaj zostaje :)
Mimo, że ostatnią godzinę przed wjazdem do Monterey odstaliśmy w korkach.
im bliżej Monterey tym więcej chmur na nowo ;)
Po południu po zalogowaniu idziemy zobaczyć centum Monterey - główny deptak, fisherman's wharf. Jest mnóstwo ludzi, czuć, że w większości turystów - jutro przecież święto! Monterey już tego jednego popołudnia zyskuje sobie u mnie miano najładniejszego miasteczka w Ameryce. Wiem, że widziałam ich tylko kilka, ale zyskuje! Przepyszna kolacja w Johny Rockets (polecam) i możemy się mentalnie przygotowywać na świętowanie dnia niepodległości wraz z wszystkimi wokół następnego dnia!
DZIEŃ 18 (4.07) DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI, MONTEREY
Od rana słyszymy jak wszyscy życzą sobie "happy Independence day"!
Dziś pierwsze kroki kierujemy na świąteczne śniadanie. I na tę okoliczność czekało się kilka minut na stolik, nawet w sieciówce Denny's. Dowiedzieliśmy się od kelnerki, że miasto zrezygnowało z puszczania fajerwerków już w zeszłym roku. Miny nam trochę zrzedły bo dosyć intensywnie cieszyliśmy się na ujrzenie tej wielkiej fiesty wszystkich Amerykanów.
Postanawiamy zwiedzić latarnię. Było jeszcze zamknięte więc posiedzieliśmy nad malowniczym brzegiem oceanu.
możliwości świeżo nabytego ajfona:
latarnia:
Latarnia jest miejscem bardzo przyjemnym, warto wpaść rzucić okiem. Staff jest bardzo pomocny, zapytałam panią o fajerwerki i powiedziała mi że w miejscowości Marina albo w Seaside mogą dziś być bo słyszała to w radio i zaczęła nam mapki rysować. Pojechaliśmy tam nawet wieczorem, ale trafiliśmy na domki jednorodzinne, a jedyne dwie osoby, jakie tam spotkaliśmy to byli turyści, który znowuż słyszeli że fajerwerki będą w Monterey :D
Poszliśmy jeszcze do domu Stevensona. Dom był zamknięty to choć pobuszowaliśmy w ogrodzie ;)
Dzień upłynął świątecznie: wędrowaliśmy po straganach celem zakupienia amerykańskich pamiątek, wpadliśmy na kawkę na molo, popatrzyliśmy w wodę ;) Amerykanie chodzą pozaznaczani symbolami flagi w każdy możliwy sposób.
To miejsce jest w samym centrum miasta!
Wieczorem, okazało się, że pani z latarni miała rację - fajerwerki strzelały jakieś 3 mile o nas w stronę Mariny i Seaside. Były ładnie widoczne, ale jednak to nie to samo, co gdy strzela zaraz obok ;)
DZIEŃ 19 (5.07) ODDAJEMY SAMOCHÓD
Ale zanim to zrobimy, wstajemy 7:30, szybki paking, łapiemy kawę i po bułce w motelu (tyle przysługiwało) i w drogę!
za Monterey szukamy ostatniej stacji i płacimy 3.05 za galon. Jedziemy na Gilroy, chcemy zobaczyć czy coś outletowo-ciuchowego by dla nas nie było. Niestety przyjeżdżamy za wcześnie - jest 9:30, a sklepy otwierają o 10, nie mamy czasu by tyle czekać :( Zakupy ubraniowe więc pozostaną w strefie legend o dobrobycie i cenach :D
Przy oddaniu samochodu wszystko poszło sprawnie. Obsługa poprosiła by ustawić się w linii za innymi pojazdami, usunąć swoje rzeczy, dostaliśmy rachunek na którym był przebieg, dopłata za upgrade (niższa niż zakładaliśmy) info, że jest bak pełen i tyle. Ja jeszcze tylko zostawiłam telefon w samochodzie, ale dzięki przyjaznym ludziom, którzy pracują w Bugdet w 10 minut miałam go z powrotem ;)
Bierzemy ponownie kolejkę BART i logujemy się w tym samym hotelu.
Nie chce nam się za bardzo ruszać. Bo teraz już wiemy, że za dużo dni zaplanowaliśmy na San Francisco, to nigdzie nam się nie spieszy ;) W promieniu stu metrów od hotelu znajdujemy przewspaniałą chińską restaurację Golden Horse, gdzie tak nam smakuje i jest tak autentycznie, że będziemy tam już jeść do końca pobytu.