0
katraviatta 13 lipca 2016 06:26
Cześć,
Chciałabym się z Wami podzielić moimi wrażeniami z klasycznej wyprawy po Zachodzie Stanów Zjednoczonych. Jest to tak klasyczna podróż, że mam wrażenie, że wszystko to już było, zostało napisane, sfotografowane i opowiedziane :D

Podzielę się i tak, a co!

Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że była to podróż całkiem dobrze zaplanowana. Mimo tego, że wiem, jak zarozumiale to brzmi - naprawdę tak było, choć oczywiście nie obyło się bez kilku rzeczy/potknięć, które można było zaplanować lepiej.

Na koniec relacji z racji takiej, że lubię mapki, listy i wyliczenia :D dodam odpowiedzi na takie pytania:

Które parki narodowe/stanowe oraz inne atrakcje zobaczyliśmy? (spis)
Jaki był koszt wyprawy?
Jak można by obniżyć koszt tej wyprawy?
Gdzie nocowaliśmy i za ile? (spis)
Na co zwróciliśmy lub powinniśmy byli zwrócić uwagę szukając hoteli?
Jak kształtowały się ceny benzyny (z podanymi lokalizacjami, ilość przejechanych km, spalanie, średnia cena galona, cena na km)
Dlaczego jest fajnie jeździć po stanach (zachwyty w obszarze przepisów drogowych)
Dlaczego jest fajnie jeździć automatem (zachwyty autkiem z taką skrzynią biegów)
Jak można taką trasę zobaczyć w mniej dni?
Co bym poprawiła organizacyjnie?
Z czego bym zrezygnowała, gdybym musiała?



Link do posta po zakończeniu relacji pojawi się tutaj ---->>>

stany-stany-fajowa-jazda-po-zachodzie,210,97168?start=20#p795681

Jak zabieraliśmy się za planowanie?

Od odpowiedzi na pytanie: co byś chciała w tym roku zobaczyć: Tajlandię, Nową Zelandię czy Stany? (przed zakupem biletu) Do wyboru koloru walizki i butów trekkingowych (to już po zakupie;) ).

Oczywiście o każdym z tych miejsc wiemy odpowiednio dużo już wcześniej, np. czytając książki Wałkuskiego, oglądając seriale, w tym Kryminalne Zagadki Las Vegas/Miami/NY czy Seks w Wielkim Mieście :D (chodzi mi bardziej o klimat kraju, niż o konkretne miejsca, w które jedziemy) czy czytanie Waszych relacji na forum. Również jesteśmy fanami youtuberów, typu Gonciarz czy Busem przez świat, którzy są kopalnią wiedzy w temacie. Oczywiście wymienione źródła informacji to tylko kropla w morzu ;)

tak btw, jeśli wybieracie się do Nowego Jorku, polecam daily vlog tego pana: Casey Neistat pokaże Wam nie tylko Nowy Jork, ale okazjonalnie SF, LA, RPA i inne. Ale generalnie jest fascynatem NY.

Potem, gdy już zdecydowaliśmy, że będą to Stany, we wrześniu, w marcu postanowiłam, że odchodzę z pracy. Jako, że miałam trochę wolnego w związku z tym (i nadal mam - szukam pracy :D mam 10-letnie biurowe doświadczenie i dużo w CV - gdyby ktoś coś miał :D ) postanowiliśmy polować na bilety jak najszybciej.

Idealny był dla nas maj, ale jak na złość nic się nie pojawiało. Z pomocą przyszło naturalnie fly4free, które jest "sponsorem" (inspiratorem?) już mojej drugiej tegorocznej wyprawy! Gdy byłam na lotnisku i czekałam na samolot na Maltę (dzięki temu, mogę powiedzieć, że było to 13 kwietnia a relację można zobaczyć tutaj tutaj) pojawił się post, że Air France ma tanie połączenia z Berlina do San Francisco. Najlepszy termin, trzy tygodnie wcześniej, niestety był już wykupiony. Przepychanka smsowa "wolisz na 18 czy na 23 dni?" "kredytówka nie działa!" "dzień dobry, chciałabym zwiększyć limit na karcie kredytowej do 4000 zł" oraz "mamy bilety!" spowodowała, że staliśmy się posiadaczami biletów na trasie Berlin (TXL) - Paryż (CDG) - San Francisco (SFO) i z powrotem w dniach 16.06 - 9.07. Za 1710 pln na osobę ;) 23 dni! 22 noclegi!

JEDZIEMY!

Sporo PRZED zakupem biletów dzięki googlowej możliwości dzielenia się dokumentami i mapami, stworzyliśmy sobie wspólną mapę, na którą każde z nas indywidualnie wrzucało swoje "chcę zobaczyć". Były to miejsca różnego typu - piękne drogi, miasta, konkretne atrakcje w tych miastach, parki narodowe, czy knajpa, w której chcieliśmy zjeść. Bardzo przydatna rzecz!

Po zakupie biletu po prostu któregoś dnia pobawiłam się w łączenie tych punktów trasą samochodową i tak okazało się, że jest plan. oto zrzut ekranu z aktualnej wersji:


mapa google.jpg



I dzięki dobremu planowaniu zwiedziliśmy wszystko najważniejsze co chcieliśmy :D

Planowanie ustaliliśmy sobie prostym sposobem: moje czerwone, jego niebieskie (czerwień dominuje, bo ja miałam więcej czasu, nie dlatego, że 4/5 wyprawy to "moje miejsca"!) czarnym zaznaczaliśmy noclegi, a innym kolorem, to już na końcu ja - sklepy walmart i kawiarnie starbucks :D (ot, taka moja niepotrzebna fanaberia). Białe znaczki w trakcie ustalania trasy to miejsca, w które niestety z góry wiedzieliśmy, że nie damy rady już pojechać.

Co postanowiliśmy ominąć i dlaczego?

Los Angeles - to przez Was/dzięki Wam!!! Bo piszecie, że tłok, że nie warto, że wielkie, że nic nie ma. Nie jesteśmy aż takimi fanami filmów amerykańskich, by odwiedzać Universal Studios (przynajmniej nie podczas tej wycieczki, może następnym razem), wolimy zwiedzić więcej natury.

Kanion Antylopy - ze względu na cenę, nieporównywalnie wysoką w stosunku do czasu, jaki spędza się w środku

The Wave - ze względu na wyprzedane już dawno bilety i brak czasu na uczestnictwo w losowaniu pozostałych wejściówek

Droga nr 12 - tego najbardziej żałuję :/ - ponieważ nijak nam nie po drodze, by tamtą drogą pojechać.

Jezioro Tahoe - bo niestety już za daleko od trasy

Sequoia Park - bo tego dnia, gdy będziemy tylko 120 km od parku, będziemy już po zrobionych 500 km od rana. Ale jeśli w wypożyczalni samochodów pójdzie nam sprawnie, odwiedzimy Muir Woods.


Gdy mniej więcej trasa istniała, choć nie wiedzieliśmy do końca jak dokładnie co do dnia przebiegnie, zarezerwowaliśmy noclegi w San Francisco - na końcu i na początku pobytu. Potem z czasem, gdy czytaliśmy o miejscach, analizowaliśmy przebieg kilometrowy, np. gdzie chcemy być na 4.07 (!!!!) rezerwowaliśmy resztę noclegów, już po kolei.

Rezerwacja wszystkich noclegów z wyprzedzeniem odbiera niestety trochę spontaniczności wyprawie, ale wiedzieliśmy, że nie stać nas ani finansowo, ani czasowo, by na bieżąco ich szukać, bo to jest trochę jak rosyjska ruletka. Potwierdzają to Wasze relacje, że czasami traciliście czas, by coś znaleźć, albo nic nie było, trzeba było jechać godzinę do najbliższego noclegu, albo jak już było, to kosztowało $150 za noc, co niestety wykracza znacznie poza nasz budżet. Jednak jeśli dobrze się zaplanuje taką wyprawę, to rezerwacja z wyprzedzeniem nie jest głupim pomysłem, co potwierdzam ja - katraviatta (miejsce na zamaszysty podpis), tym bardziej, jeśli większość noclegów ma możliwość zmiany lub odwołania - a takie staraliśmy się wyszukiwać.

Pierwotnie planowaliśmy kupienie w pierwszym Walmarcie namiotu i śpiworów, by kilka nocy, zwłaszcza w parkach narodowych, zaliczyć budżetowo. Ale zrezygnowaliśmy, gdy okazało się, że wydamy na sprzęt minimum $80, noclegów wzięlibyśmy w taki sposób cztery lub pięć, zasady bookowania miejsc namiotowych nie były dla nas zbyt jasne, a noclegi w hotelach w najdroższych miejscach znaleźliśmy w granicach $100 za pokój za noc. Oglądając po drodze kilka położeń niektórych campingów trochę żałowaliśmy - niektóre scenerie były naprawdę przepiękne.

Tym sposobem ostatni nocleg mieliśmy zarezerwowany miesiąc przed wyjazdem.

W międzyczasie K. zadbał o rezerwację samochodu na 18 dni (gdy już wiedzieliśmy, że na tyle potrzebujemy) płacąc z wyprzedzeniem, bo zniżka. Za samochód klasy hyundai elantra/buick verano na 18 dni wypożyczalnia Budget zażyczyła sobie 1986 zł. (w tym podstawowe ubezpieczenie nieobejmujące stłuczenia szyb, zgubienia kluczyków itd).

Również ponownie pomocne okazało się inne narzędzie google - tym razem wspólnie prowadzony dokument tekstowy, w którym z czasem pojawiały się informacje, które znaleźliśmy wszędzie gdzie się tylko dało. Aktualnie w dokumencie mamy: po datach co danego dnia robimy wraz z opisem noclegu, trasa w milach, jaką danego dnia pokonujemy. np.:


screen notatnik.jpg



Sami widzicie, bardzo skrótowo i hasłowo, by tylko widzieć co jeszcze zostało do zaplanowania, czy nie za dużo danego dnia i ile jest do przejechania.
W tym samym dokumencie trzymaliśmy również informacje: ile $$ za który hotel i które już są zapłacone oraz czy mają śniadanie, co jeszcze kupić i załatwić przed wyjazdem, co bierzemy i w którym bagażu (podręcznym i rejestrowanym), kto za co już zapłacił, do późniejszego rozliczenia.

I w sumie tyle! rozpisałam się.

To podsumuję :D


Planowanie wyglądało tak:

1. Chcemy do Stanów!
2. Na minimum trzy tygodnie, bo na krócej się nie opłaca
3. To będzie jakieś 8000 zł za osobę
4. Google maps - zaznaczanie punktów zainteresowania
5. Wyrobienie wizy
6. Zakup biletów lotniczych
7. Prowadzenie wspólnego dokumentu gdzie wrzucaliśmy wszelkie info, jakie tylko nam się zachciało wrzucić dot. wyjazdu
8. Rezerwacja wszystkich noclegów
9. Wynajem samochodu
10. W międzyczasie zakup przewodników, butów trekkingowych, walizek itp.
11. JEDZIEMY!

Przechodzę więc już do relacji, bo ileż można.

DZIEŃ 0 (16.06) - PRZYLOT DO SF


Pozwolicie, że nie rozpiszę się na temat lotów, typu samolotów, przesiadek, lotnisk itp, bo sama nie jestem fanem tej części relacji u innych.
Datowo wyglądało to tak: 15.07 o 22:50 wsiedliśmy w nocny bus do Berlina (Lux Express, osobiście nie polecam, PolskiBus ma lepszy kllimat) by o ósmej rano wylądować na dworcu w Berlinie. Szybka kawa z bułką gdzieś w miejscu przesiadkowym na autobus na lotnisko, boarding na Tegel (co za terminal!)


tegel.jpg



prawie nieodczuwalna podróż samolotem do Paryża (smaczne kanapki!) o szesnastej już boarding na CDG (całe szczęście terminale są obok siebie - 2E i 2F,
choć nie przeceniajmy własnych sił - przejście z jednego terminala do drugiego zajmuje kwadrans!) trochę jedzenia na pokładzie:


kolacja samolot.jpg




obiad samolot.jpg



(wszystko było bardzo smaczne - co Francuzi to Francuzi ;) )

Grenlandia:


Grenlandia.jpg



Ja przespałam ze 4 h w autobusie i z 5 h w samolocie, od lat w takich momentach wspomagam się tabletkami na sen. Od zawsze mam problemy z zasypianiem i jestem raczej sową, więc bez tabletki usnęłabym pewnie w sumie na 4 h albo i wcale :( Jeśli ktoś z Was również ma problem z zasypianiem, nie wahajcie się poprosić lekarza o coś, tabletka jest zbawienna przy jet lagach i długich podróżach. Pamiętajcie tylko, że jest to uzależniające, więc w codziennym życiu nie należy przesadzać ;)

I lądujemy o 19:05 na SFO, jest dziewiąty lipca, dzień 0. Otrzymuję sms-a, że Polska zwycięsko remisuje z Niemcami 0:0 !! ;)

Tutaj chciałam dorzucić jedną poradę, która jest niezgodna z moim sumieniem, ale trudno, pewnie się jeszcze takie trafią parę razy. Po wyjściu z samolotu, niech wyjdzie z Ciebie prawdziwy Polak - wyjątkowo! Nie zatrzymuj się na umycie rąk, czy na toaletę, albo przepakowanie plecaka, tylko pędź, biegnij! do punktu granicznego (Customs and Border Protection), bądź pierwszy lub jednym z pierwszych!!! Toaletę czy ręce można zrobić stojąc już w kolejce do wpuszczenia do Stanów, na zmianę. My tym prostym błędem straciliśmy ponad godzinę, bo cały samolot i połowa następnego stanęła w przedługiej kolejce :/ do kraju zostaliśmy przyjęci przez bardzo miłego urzędnika dopiero ok. 20:40 (!). Plan odsypiania jet laga o godzinie 22:00 już w tym momencie spalił na panewece.

Bycie bardzo miłym w Stanach jak pan ze służby granicznej jest oczywiście normą. To jeden z powodów, dla którego chcieliśmy tu przyjechać - ludzie są uprzejmi, wiele rzeczy działa tutaj na zasadzie wzajemnego zaufania. Bardzo mi się podoba zagadywanie na każdym kroku (choć jestem introwertykiem), chęć pomocy, życzliwość. Trochę smutno wracać do kraju, pod tym względem ;)

Na lotnisku sprawdziliśmy jak dojechać do hotelu. Stanęliśmy do maszyn, które sprzedają bilety na kolejkę BART, po chwilowym drapaniu się w głowę, podeszła do nas pani, zapytała gdzie chcemy jechać (stacja Powell), wstukała kilka razy coś na szybko i tak oto wybrała nam dwa bilety do stacji Powell za 8.95 każdy (nie ma co kombinować, taniej nie ma). Potem, gdy sami to rozpracowywaliśmy, okazało się, że po zaaplikowaniu karty kredytowej lub gotówki, należy wybrać opcję multiple ticket (jeśli na dwie osoby), sprawdzić na przyklejonej do maszyny tabelce ile kosztuje przejazd w interesujące nas miejsce i wybrać odpowiednią kwotę. Startowo jest załadowane $10 na osobę, więc należy sobie dodać lub odjąć $1 lub $0.05 według potrzeby odpowiednim przyciskiem.

Kolejka BART sprawia takie sobie wrażenie. Jest mniej ładna niż najmniej ładne metro jakie w życiu widziałam. To chyba będzie metro w Budapeszcie lub w Pradze, teraz już nie pamiętam dokładnie ;)

Po wyjściu z peronu na powierzchnię San Francisco gdzie mamy się udać? Na "27" gdzieś tu niedaleko. Zaraz przyplątał się do nas bezdomny, gdy zobaczył nasze nosy przyklejone do mapy na przystanku wraz z dwiema pokaźnymi walizami obok. Był bardzo miły, o tak!, na pytanie o bilety okazało się - ja mam bilety! Dał nam jakieś świstki wyglądające jak wycięte z gazety, które trochę ciężko nam było uwierzyć, są biletami na autobus. Oczywiście on nas zaprowadzi i pokaże, chcąc drobne za bilet, bo po co wspierać wielkie firmy, skoro możemy jego (po zapachu jego oddechu mogę wnioskować, że wsparłabym jego radosną część życia).

Wysiedliśmy 8 przystanków za wcześnie, ponieważ nie sprawdziliśmy jak tutaj działają nazwy - podaje się skrzyżowanie dwóch ulic. Gdy tylko usłyszeliśmy nazwę ulicy, która nas interesuje, to wysiedliśmy, myśląc, że to tutaj (to akurat trochę moja wina, K. mówił, że to coś podejrzanie za szybko). Okazało się, że następne 8 przystanków również zawiera ulicę Leavenworth w nazwie i tym sposobem wysiedliśmy o 21:00 w samym centrum jakże niesławnej dzielnicy Tenderloin :D W dodatku trochę nieświadomi tego faktu, skonstatowaliśmy to dopiero następnego dnia. Następny autobus mieliśmy za 20 minut, więc zdecydowaliśmy się przejść piechotą, ponieważ w SF osiem przystanków = 800 metrów. Po drodze wszechogarniający smród dymu marihuany, którego nie znoszę. Ten zapach będzie nam towarzyszył podczas całej wizyty w SF, jednak najwięcej było go zdecydowanie na Tenderloin... Weszliśmy do sklepu po wodę, nieświadomi gdzie jesteśmy, pokazując walizy i dolary w portfelu (1.5 l za $1.79 - nieźle!). Mieliśmy dużo szczęścia, że dotarliśmy do hotelu w jednym kawałku, jedynie z utratą $1.79 i kilku nerwów :D

Więc dobrze tak poradzę, sprawdźcie bardzo dokładnie gdzie jechać, czym i za ile, nawet bym sobie sprawdziła gdzie skręcić na przystanek czy zerknęła na google street view :D Po takich przygodach postanowiłam, że sprawdzamy wszystko dokładnie dzień wcześniej (szybko się okazało, że gdy raz tego nie zrobiliśmy, trochę byliśmy stratni w ilość i jakość zwiedzonych miejsc :D )

Wybraliśmy Cable Car Hotel ($152 za dwie noce, cena już z podatkiem), o którym napiszę więcej po drugim w nim wizycie, bo jest o czym opowiadać. Pokój był na tyle ok i ogólnie nasz dwudniowy pobyt nie dał nam się we znaki na tyle, że nie odwołaliśmy naszej drugiej rezerwacji w tym obiekcie pod koniec naszej wycieczki. Stąd akurat nie mam zdjęcia, ale wygląd pokoi na booking jest rzeczywisty ze stanem faktycznym.

DZIEŃ 1 (17.06) - SAN FRANCISCO: ALCATRAZ, PIER 39, MARKET ST., OKOLICE UNION SQUARE

Bilety do Alcatraz mieliśmy kupione na godzinę 11:00. Nie wiem czemu wydawało nam się, że to wystarczająco późno po takim jet lagu :D Wstaliśmy o 8:30, by o 10:30 być przy pier 33 (bilety trzeba odebrać pół godziny przed czasem), gdzie odpływa prom na Alcatraz. Zaskakująco czuliśmy się wyspani. Spaliśmy jak zabici przeszło 9 h i widocznie to wystarczyło. Szybkie sprawdzenie jak tam się dostać, zapisanie offline w telefonie pdfów z mapkami dojazdów i jesteśmy przy pier 1. Po mapie, którą wzięliśmy za darmo z hotelu, wygląda jakby do pier 33 nie było tak daleko. Wewnątrz budynku przy pier 1, który ma trochę targowy klimat, kupujemy dwie kawy po $5 każda i śniadanie po $5,5 każde. Po tym pomyślałam sobie - jeśli wszędzie będzie tak drogo, to szybko trzeba
będzie oszczędzać! Jeść zupki w proszku czy tynk ze ścian. Bo śniadanie za $5.5 to był english muffin na słodko. Uwaga podaję przepis:
przekrój kajzerkę na pół, podgrzej w tosterze na chrupko, dodaj pojemniczek dżemu wielkości dwóch łyżek stołowych, każ za to zapłacić 22 zł/szt. :D

Na szczęście okazało się, że w innych miejscach kawę da się kupić poniżej $4 (a oboje jesteśmy fanami kawy i jest to dla nas ważne) i tutaj w sukurs często będzie przychodził starbucks :D a śniadania mogą być albo bardzo sycące za niewiele więcej niż $5, albo można dobrze zrobić zakupy i wymyśleć coś pożywnego w hotelu na własną rękę, o ile akurat w tym miejscu nie przysługuje śniadanie ;)

Szybkim marszem, uzbrojeni w kawę i ciepłe drogie angielskie kajzerki, podążyliśmy w kierunku pier 33. Okazało się, że musieliśmy iść naprawdę szybko, bo to jednak było z 2 km. No ale byliśmy na czas, bilety nie przepadły, pan nam powiedział, że jeszcze spokojnie zdążymy zjeść śniadanie.
Pogoda na zwiedzanie Alcatraz była taka sobie, choć przeważnie nie padało (pokrapywało coś tam raz czy dwa).

Informacje w ulotce o Alcatraz, którą się pobiera w kolejce są zawarte dobrze, Alcatraz zwiedza się przyjemnie (ubierzcie się ciepło! i weźcie lornetkę),

osobno zewnętrze, bujną florę, której na wyspie nie brakuje


IMG_0363 (2).JPG



i faunę


IMG_0336.JPG



Niestety przez okres lęgowy mew, który akurat trwał, część wyspy była zamknięta (by kolejne mewiątka miały bezpieczniejszy start w życiu).

Zatoka widziana z brzego SF


sf.JPG



oraz San Francisco widziane z Alcatraz


SF z Alcatraz.JPG




Samo więzienie zwiedza się z audioguidem. K. za dolara dokupił sobie broszurę o więzieniu (na zasadzie wzajemnego zaufania: zostaw dolar za te mapki, które są niczym niezabezpieczone i możesz ich wziąć i 10, tylko po co.).


Alcatraz kraty.JPG




Alcatraz lody.JPG




Alcatraz my.JPG




alcatraz pilnik.JPG




Alcatraz porcje jedzeniowe.JPG




Alcatraz więzienie.JPG



Wyciąg z zasad panujących w więzieniu (idealne na prezent dla mojej siostry - #5 do kuchni, #30 do pokoju jej synów) - jeśli dobrze pamiętam ok $10 za jeden taki w sklepie z pamiątkami :D


Alcatraz zasady.JPG



Po obejrzeniu 20 min filmu w małej salce kinowej, audioguide zaprowadził nas do więzienia i robił to bardzo logicznie, interesująco i konsekwentnie.

Klimat wyspy widać na zdjęciach powyżej. Alcatraz to również cała historia własności, jak przeszła w ręce Indian, również historia ludzi, którzy tu żyli wraz z rodzinami w trakcie działalności więzienia, to cała galeria roślin i zwierząt, które przybyły wraz z ludźmi.
Całość wyprawy polecam, wraz z przeprawą promem zajęła nam ok. 3,5 h. Bilety należy kupić z wyprzedzeniem i kosztują $33 za osobę.

Potem stwierdziliśmy, że skoro jesteśmy tak blisko - idziemy na pier 39!


pier 39.jpg




pier 39 2.jpg




Festiwal tandety, kiczu, maszynka do zarabiania pieniędzy na turystach! Urzekła nas tutaj amerykańska innowacyjność tytułowania sklepów jak Lefty's (z rzeczami dla leworęcznych), we be knives (z nożami), gadgetronics (to łatwe, zgadnijcie) czy hot lick (też łatwe). Fajnie przyjść i pooglądać, ale tłumy, kolory i wiatr odstraszają szybko. Zjedliśmy za to po hot dogu z jednego stoiska i był bardzo dobry (po kajzerce z dżemikiem ze śniadania już nam trochę burczało w brzuchach, więc wszystko pewnie by smakowało :D )

Wraz z hotdogami wypiłam swoją najdroższą wodę w trakcie całego pobytu. $3.50 za pół litra.

Ja myślałam sobie że może już czas wracać do hotelu, wszak trochę jesteśmy zmęczeni, K. chciał jeszcze zobaczyć Market street i Union Square.

Wszędzie były akcenty nadchodzącej parady równości i wielkiego święta środowisk GLBT!
Złaziliśmy się niezmiernie! Nawet odcisku się nabawiłam. "Zwiedziliśmy" starbucks, Walgreens (to chyba odpowiednik naszej almy albo piotra i pawła - drogie jedzenie, sieciówka) by mieć coś na śniadanie w lepszej jakości niż dziś :D K. chciał zajrzeć do urban outfitters i do converse. Oczywiście wszystko to na Market street i w okolicach :D

Piechotą udaliśmy się do hotelu, chyba też przez Tenderloin, ale obrzeżami.


IMG_0379.JPG



Miał być spokojny dzień a zrobiliśmy ponad 10km, czego część widać na mapie.


dzień 1 trasa.jpg



Na kolację złapaliśmy coś z organicznego marketu nieopodal hotelu (Trader Joe's, sieciówka), kupiłam sobie za $3,50 obranego ananasa w kawałkach! pycha :3
Jutro wielki stres - wyjeżdżamy z SF!



DZIEŃ 2 (18.06) - NA LOTNISKO PO SAMOCHÓD, GOLDEN GATE, MUIR WOODS (EWENTUALNIE) ORAZ WALMART


Piękna Pogoda!

Wynajem samochodu mieliśmy wyznaczony na 12:00. Ja koniecznie chciałam, byśmy na miejscu byli już o 11:00, bo naczytałam się w Waszych relacjach, że bywają kolejki. Po wyguglowaniu dojazdu (można nie jechać BARTEM na lotnisko tylko podjechać bezpośrednio pod budynek wypożyczalni autobusem 292 za $4, 20 minut dłużej ale chyba warto, bo jest taniej o $5 i znacznie bliżej do wypożyczalni). Wymeldowaliśmy się, zostawiliśmy walizki w hotelu (w jakże "przyjemnej" piwnicy) i pojechaliśmy. Autobusu 292 nie było zaznaczonego na żadnym przystanku na całej trasie :D podglądaliśmy! Mieliśmy akurat fart, że przyjechał, gdy szukaliśmy miejsca skąd odjeżdża... Nie wiem, może jakaś nowa linia?

W wypożyczalni długość kolejki sprostała moim oczekiwaniom - na pół godziny stania. Kobieta, która nas obsługiwała, naturalnie chciała nam sprzedać szereg różności do naszej opcji (klasa, w której jest np. Buick verano i Hyundai elantra). Gdy powiedziała, że może nam dać hybrydę za $5 dziennie Ford c-max, która w górach mniej spali, K. zaświeciły się oczy, to znacznie nam podwyższy komfort. Gdy pani powiedziała, że ford jest czerwony, K. został ostatecznie kupiony, już wiedziałam, że go bierzemy! Ja nie jestem kierowcą, więc to nie moja wygoda jest priorytetem i to K. ostatecznie się na Forda zdecydował. To była bardzo dobra decyzja, ponieważ K. zszedł ze spalaniem do jakichś śmiesznych wartości (jeszcze nie policzyłam jakich), więc pewnie oszczędziliśmy z $50. Reszta pieniędzy niech będzie dodatkiem do bardziej komfortowego auta ;)


auto.jpg



Potem szybka nauka na automacie na parkingu - słowo na f. pojawiło się niezmiernie małą ilość razy.
Sprytna pani chciała nam również dorzucić GPS za kilka dolarów za dzień. Dobrze, że nie chcieliśmy - gps był wbudowany w komputer pokładowy. Nie ukrywam, że bardzo, ale to bardzo ułatwił nam całą podróż...

Po wyjeździe z wypożyczalni nawet chyba nikt na nas nie zatrąbił, oznacza to, albo a) niezmierną wyrozmumiałość albo b) K. szybko się uczy jeździć automatem :D Mały stres przy parkowaniu pod hotelem, i teraz to już naprawdę z górki. Do końca dnia samochód zostanie względnie opanowany.

Ruszamy przez Golden Gate


Golden Gate.JPG



(wyjazd w tę stronę jest bezpłatny, to za powrót do miasta trzeba zapłacić), zatrzymujemy się w punkcie widokowym polecanym przez Busy, korzystamy z pięknego widoku na most, robimy kilka zdjęć i ruszamy dalej.


Golden Gate widok.JPG




golden gate widok tabliczka.JPG



Żebyście na pewno pamiętali, gdzie należy patrzeć, tabliczki Wam o tym przypomną :D


Następny przystanek: Muir Woods. Zanim tam się dojedzie, droga jest przepiękna, nad urwiskami, wśród tych przewielkich drzew. Z racji tego, że dojechaliśmy tam o 16:00 - parkingi pełne, wszystkie. Szukaliśmy miejsca wzdłuż drogi - nic nie było. Na parkowanie i branie shuttle busów do parku nie mieliśmy aż tyle czasu. Musieliśmy się więc zadowolić oglądaniem sekwoi tych, które rosły przy drodze ;)

Kolejny punkt - Walmart w Richmond. Zrobiliśmy zakupy za $50, głównie słodyczy (ja jestem fanem czekolady hershey's), beef jerky (to znowuż K. jest fanem), wagonów puszek i wody, mac&cheese na tanie kolacje, ja potrzebowałam selfie stick (o nim potem :D ), trochę słodyczy, chipsów i ciastek, które mogły służyć nam za awaryjne jedzenie w najbliższym czasie. Planowaliśmy kupić małą lodówkę, ale odpuściliśmy (za chwilę będziemy tego żałować).

No cóż, z perspektywy pisania relacji dzień średnio interesujący :D

Udajemy się już do Merced (wym. Merse-ed) - tam mamy nocleg w Americas Best Value Inn za $42,99 (bez podatku) i był to jeden z dwóch najprzyjemniejszych moteli, w jakich spaliśmy (a było ich w sumie 11), a z pewnością najprzyjemniejszy jeśli wziąć pod uwagę stosunek jakości do ceny.


motel merced.jpg




Motel Merced 2.jpg



Tylko te biegające karaluchy po asfalcie po zachodzie słońca. Czy tak jest wszędzie, czy po prostu trafiliśmy do największych dziur zarośniętych brudem, że te obrzydlistwa chodziły sobie po dworze, a ja mimo ich obecności chwalę obiekt? (kukaracze lub kakaroczes, jak je pieszczotliwie nazywaliśmy NIE chodziły po pokoju ani po okolicach, tylko po asfalcie na podjeździe i w okolicy basenu). Jakoś w Ameryce mniej mnie lakukaraczes obrzydzają, choć nadal. Może dlatego, że pamiętam z How I met your mother - że by zostać prawdziwym nowojorczykiem należy m.in. zabić karalucha gołą ręką. :D :D :D brrrr! (sezon 6 epizod 4). A może dlatego, że w swym 30-cośtamletnim życiu widziałam ich bardzo niewiele, więc strach nie ma jeszcze wielkich oczu :D
Z chęcią dowiem się od was jak to jest z tymi kukaraczes w US.

Nocleg w Merced wybraliśmy jako dogodne miejsce, by stamtąd ruszyć do Yosemite - to następny cel naszej wyprawy. Droga z SF prowadzi przez bezkresne zatrawione wzgórza, pełne wiatraków, marzyłam, by mieć tu zdjęcie, przepiękna sceneria... Nie udało się niestety :( Nie było gdzie się legalnie zatrzymać. W Merced za namową recepcjonistki poszliśmy na kolację do Black Bear Diner. Sieciówka, ale bardzo się nam podobało. Wszystko tam było w niedźwiedzie, nawet szelki kelnera i serwetki. Na ścianach plakat z misiami i hasłem "cave sweet cave" itd itp. To pierwsze burgery w Stanach i pierwsza dolewka napoju <3 Pycha!!! $35 za całość z napiwkami. Spodziewałam się, że będziemy jadać dużo taniej...


Staramy się dawać wszędzie napiwki tam, gdzie się naczytaliśmy, że się daje i w odpowiedniej wysokości - w restauracjach min. 15%, w starbucksach wrzucamy $1. Zapewne gdzieś okazało się, że byliśmy niezwykle nieuprzejmi i nie daliśmy napiwku, ale niestety nie wiem, czy tak było, bo gdybym wiedziała, to bym ten napiwek dała :D

dzisiejsza trasa:


trasa dzień 2.jpg




DZIEŃ 3 (19.06) YOSEMITE - DRIVE THRU


Przepiękna pogoda! Temperatura przekracza 30 stopni, całkowicie słonecznie.

To wcale nie miał być dzień drive thru, ale tak wyszło, ponieważ niewystarczająco dobrze przygotowaliśmy się poprzedniego dnia.

Śniadanie w motelu - wow! samoobsługowa gofrownica :D byliśmy pół godziny przed zakończeniem podawania śniadania, więc musieliśmy odstać kolejkę Azjatów do maszyny (którzy oprócz spożywania na miejscu również pobierali gofry na wynos, zapewne na lunch).

Droga do Yosemite zajęła nam godzinę. To znaczy do pierwszego postoju, gdzie zrobiło się tak pięknie, że zatrzymywaliśmy się już co chwila.
jeszcze wieś, przed Yosemite:


IMG_0437.JPG



A to już bliżej


IMG_0441.JPG



Przy wjeździe na Visitors point otrzymujemy dwie mapki: jedna w formie gazety, gdzie jest wiele przydatnych informacji nt szlaków i wszystkiego, druga ładniejsza, która jest samą mapką.


20160712_235041.jpg



(zagubiła mi się mapka Yosemite, więc załączam przykład mapki Zion ;) )

Kierujemy się na Yosemite Valley, cały czas jeszcze nawet długo przed wjazdem do parku przecinając przepiękną malowniczą Merced river.

Ja cały czas szlifuję moje umiejętności posługiwania się selfie stickiem:


20160619_123102.jpg



Robimy dwa razy kółko czarną drogą, chcąc wjechać w prawo w północną część drogi, ponieważ "tam na pewno zaczyna się szlak na El Capitan", zanim orientujemy się, że wjazd w prawo jest niemożliwy, bo to droga jednokierunkowa :D


yosemite valley.jpg



Rezygnujemy - wstaniemy wcześniej i zobaczymy wszystko jutro a dziś pojedźmy dalej zwiedzić resztę z drogi (Olmstead Point, Tenaya Lake) i nad jezioro Mono, jutro reszta.

Plan na dziś wyglądał tak: "ja chcę zobaczyć Half Dome" "chcę dotknąć lodowca na Glacier Point" "podobno na El Capitan szlak jest łatwy, chcę na niego wejść" plus po drodze dwa punkty widokowe - Tenaya Lake i Olmstead Point. Stwierdziliśmy, że po otrzymaniu mapki na visitors point rozkmninimy co w jakiej kolejności zrobić, póki co wiedzieliśmy, że te punkty są blisko siebie i jest to do zrobienia.

otóż:

NIE

Tak nie planujcie :D

1. Na El Captain szlak ma 20 mil i może nie jest najtrudniejszy pod względem wysokości, ale jeśli chodzi o kilometry, to wydaje mi się, że 10 h to minimum by go zrobić. W dodatku nigdzie nie było informacji na temat tego szlaku, gdy już szukaliśmy wieczorem, po fakcie. K. bazował swoją dotychczasową wiedzę na jakimś jednym filmie na youtubie, którego w ogóle by znaleźć musiał się nieźle namęczyć.
2. Droga na Glacier Point prowadzi od południa a my wjechaliśmy od zachodu. Musielibyśmy tam jechać od razu po wjeździe do parku, by miało to sens. W dodatku informacje na temat lodowca były sprzeczne: albo szlak na 8 h albo podejście pół kilometra, bo jest podjazd samochodem prawie do celu. (pewnie zależało to od strony podejścia)
3. A Half Dome była widoczna prawie z całej doliny Yosemite, więc to się zgadzało :D

Lekcja na dziś: naprawdę, dokładnie przygotowujmy się najpóźniej poprzedniego dnia co i jak zobaczyć (choć oczywiście dużo wcześniej trzeba znać zarys, im wyraźniejszy, tym lepiej). Ogólnie to był bardzo udany dzień, ale gdybyśmy pogrzebali w sieci pół godziny dłużej, byłby jeszcze bardziej udany.

Słyszę coraz trudniejsze pytania dotyczące geologii. Na szczęście nawet na niektóre znam odpowiedzi, bo zdawałam pisemną geografię i posiadam w domu dwóch kolejnych geografów z zawodu. No siara byłoby nic nie wiedzieć.
Sierra Nevada to góry młode, ciągle "rosnące". Na każdym kroku można zadać miliony pytań "dlaczego to tak wygląda?" np. dlaczego ten wodospadek jest mały, a tamten większy, dlaczego monolit jest monolitem i co to znaczy? z czego są te góry i jak powstały?
Nie będę się tutaj wymądrzała odpowiedziami, bo by być 100% akuratną, musiałabym wszystko sprawdzać ze źródłami.
Mnie najbardziej fascynowały głazy narzutowe i monolity (a Half Dome jako najciekawszy ich przedstawiciel).
Co ciekawe, mimo, że czasy nauki geografii minęły 13 lat temu, nagle w trakcie zwiedzania przypominają mi się najdziwniejsze terminy: jezioro kosmiczne, stożki piargowe, krasowienie, zlodowacenie, skały osadowe. Drodzy gimnazjaliści/licealiści, uczcie się, bo wiedza może się Wam przydać i Was zaskoczyć wiele, wiele lat później :D :D :D

Yosemite valley:


IMG_0455.JPG




IMG_0461.JPG




IMG_0487.JPG



Olmstead Point:


IMG_0491.JPG



Z Olmstead Point zrobiliśmy jedyny "szlaczunio" - jakieś 500 m w jedną stronę. Polecam, bo:

"Look mommy! another beaver!"


IMG_0497.JPG



Oczywiście K., znawca i miłośnik zwierząt wyrokuje, że jest to świstak.

Jaszczurki też darzy sympatią:


IMG_0517.JPG



(czy ona jest niebieskawa???)

Widok z Olmstead Point na Half Dome


IMG_0509.JPG



A tutaj coming out naszego sprzętu fotograficznego :D


IMG_0519.JPG




Po trzecim okrążeniu fragmentu Yosemite Valley (tej z czarnego kółka powyżej) ruszamy dalej Tioga Road w stronę wschodniego wyjazdu (a po drodze Olmstead Point właśnie). Na postoju w celu WC gryzie mnie muszka.
Jest tu dużo komarów! Weźcie coś na insekty! W sumie we wszystkich parkach czułam od ludzi zapach środka przeciw komarom, więc jest to problem znany, ale w Yosemite gryzły odczuwalnie. Będzie jeszcze tylko jedno miejsce gdzie przypomnimy sobie o istnieniu komarów.

Zajeżdżamy nad jezioro Mono do Visitors Center.

Jezioro urzeka ciszą, jest jak martwe... A przecież żyje tu tyle gatunków roślin i zwierząt! (o czym sowicie informują tabliczki).


IMG_0526.JPG




20160619_172756.jpg



Po przestudiowaniu mapy chcemy jechać do "South Tufa Area", nad samo jezioro, bo Visitors Center leży jakieś 200-300 m od brzegu w linii prostej. (a idąc krętą ścieżką - jakieś 20 minut w jedną stronę)

Tracimy dużo czasu próbując dostać się nad sam brzeg jeziora. Niestety, droga zamienia się w wyboisty piasek i musimy zrezygnować - C-max to nie 4x4!
Potem okazuje się, że na zachodzie jeziora jest parking zaraz przy innych Tufa... :/


Mono.jpg



(więcej o Tufa http://www.monolake.org/about/geotufa)

Po ponownej wizycie w punkcie turystycznym, gdy lornetką wypatrujemy tenże parking, stwierdzamy, że wrócimy tam następnego dnia lub pojutrze.

Nocleg mamy wykupiony w Mammoth Lakes w Cinnamon Bear Inn - dojeżdżamy o 20:00, witają nas zamknięte drzwi do recepcji i koperta z kluczem. K., znany w środowisku miłośnik zwierząt, był zachwycony dołączonymi informacjami o hotelu!


cinamon.jpg



To jeden z najdroższych noclegów w całej naszej trasie. Płacimy $180 za dwie noce (już z podatkiem).

Kolację zjedliśmy w meksykańskiej Roberto's Cafe, bo zawiodły nas tam opinie z Foursquare. I słusznie! Pyszne jedzenie, choć może nie najtańsze - za dwa ogromne burritos z niedolewkowymi napojami zapłaciliśmy $30 (kwota już z napiwkiem).

Po kolacji siedliśmy, by ułożyć sobie następny dzień. Okazuje się, że plan jest niewykonalny, więc szukamy szlaku z dostępnych opisanych na dwóch różnych stronach: mnie bardziej odpowiada ta http://www.yosemitehikes.com/hikes.htm K. woli oficjalną NPS. Po dyskusji w napiętej atmosferze - ja nie chciałam iść na trudny szlak jeśli dobrze pamiętam Pohono trail 13 mil w okolicach lodowca, którego start zaczynał się 2,5h od hotelu - wybraliśmy szlak na North Dome, z którego rozpościerał się będzie widok z bardzo bliska na Half Dome. Oznaczony jako średnio trudny, 8.8 mili.
Budziki ustawiamy na 6:30...DZIEŃ 4 (20.06.2016) YOSEMITE - SZLAK NA NORTH DOME 8.8 MILI

Rano okazuje się, że Cinnamon bear inn jako jedyny hotel na naszej trasie serwuje podawane na życzenie śniadania. Pierwszego dnia są to pankejki na słodko, jutro będą to omlety. Miejsce zyskało czwartą gwiazdkę w naszych oczach ;)

Wstępujemy do sklepu dla surferów i wybieram plecak na szlak - bo przyjechałam bez. Przecudnej jest urody!


plec.jpg


Nie wiem, czy mamy takie cholerne szczęście, czy po prostu wszystkie szlaki wszędzie są i będą tak piękne. Szlak na North Dome idealny - polecam! Dobre 7 h w lesie, w niższych, a potem w wyższych górach, niezbyt stromy, ale pod względem odległości dosyć męczący szlak (ale żadne z nas górskie piechury). Przekraczamy kilka razy strumienie, które w drodze powrotnej pomagają napełnić butelki po wodzie. W dodatku dodają uroku całej wyprawie ;) Jest bardzo mało turystów, w sumie może mijamy ich z trzydziestkę, co jak na dosyć długi szlak powoduje, że czujemy się jakbyśmy prawie cały czas byli sami.


IMG_0538.JPG



Szlak jest nie za dobrze oznaczony, tabliczki wskazujące drogę spotykamy tylko trzy. W drodze powrotnej przez kwadrans szukamy ścieżki ;)


drogowskaz 1.JPG




drogowskaz 2.JPG



A co to?



Dodaj Komentarz

Komentarze (33)

karpik 15 lipca 2016 08:04 Odpowiedz
Ale fajnie się czytało, przypomniałaś mi dużo drobnych ciekawostek, które też mnie rozbawiły, jak np. bilety w SF które wyglądały jak wycięte z Faktu :PZ kolejkami na SFO słuszna uwaga. My na dodatek wychodziliśmy z ostatniego rzędu w samolocie + w tym samym momencie wylądowały 2x A380 (nasz z Londynu i drugi z Chin), przez co mieliśmy baaaardzo dużo czasu na rozprostowanie nóg po 11h locie :/A po przypłynięciu do Alcatraz robił przemowę Dziadzia-Zgrywusek, były więzień? ;)No tak, beef jerky, mój chłop nie raz i nie dwa kazał mi się zatrzymywać gdzieś pośrodku niczego, bo akurat gdzieś w oddali zauważył lokalną "suszarnię"No i pralniomat i wspomnienie o Mirage, moim hotelowym marzeniu naszego wyjazdu, które jak się okazało, było absolutnie niewarte wydanych pieniędzy :PP.S. Czekam na ciąg dalszy, podoba mi sie Twój lekki styl pisania ;)
katraviatta 15 lipca 2016 08:29 Odpowiedz
karpik napisał:Ale fajnie się czytało, przypomniałaś mi dużo drobnych ciekawostek, które też mnie rozbawiły, jak np. bilety w SF które wyglądały jak wycięte z Faktu :PZ kolejkami na SFO słuszna uwaga. My na dodatek wychodziliśmy z ostatniego rzędu w samolocie + w tym samym momencie wylądowały 2x A380 (nasz z Londynu i drugi z Chin), przez co mieliśmy baaaardzo dużo czasu na rozprostowanie nóg po 11h locie :/A po przypłynięciu do Alcatraz robił przemowę Dziadzia-Zgrywusek, były więzień? ;)No tak, beef jerky, mój chłop nie raz i nie dwa kazał mi się zatrzymywać gdzieś pośrodku niczego, bo akurat gdzieś w oddali zauważył lokalną "suszarnię"No i pralniomat <3P.S. Czekam na ciąg dalszy, podoba mi sie Twój lekki styl pisania ;)Dzięki Karp! Pisanie jest czasochłonne, ale robię co mogę by dokończyć (na szczęście jestem na mini-emeryturze, więc mam czas)Więcej spostrzeżeń z SFO podrzucę na koniec, bo tam byliśmy ostatnie dni, ale taaaak! Zapomniałam o przemowie na początku zwiedzania Alcatraz! Nie było więźnia, ale prowadzący ranger zapytał zgromadzonych skąd są itd., jeden pan powiedział, że mieszka 40 lat w San Francisco i pierwszy raz wybrał się do Alcatraz. Naturalnie dostał brawa.A suszarnie... ehh lepiej żeby tego K. nie przeczytał bo się zapłacze :/ nabywaliśmy tylko z torebki...
karpik 18 lipca 2016 08:18 Odpowiedz
Poważnie czasami mam wrażenie, że byliśmy na tej samej wycieczce. Nawet z przewodnika korzystaliśmy tego samego ;)Ale tego, że się nie jaracie Vegas, to nie wybaczam [ foch! ] :P
karpik 19 lipca 2016 08:52 Odpowiedz
katraviatta napisał: może z osobą, która lubi Vegas :D Polecam się :PA Wasza droga już zaczyna odbiegać od naszej, bo niestety aż tak daleko się nie zapuściliśmy. Czekam z niecierpliwością na Wasz powrót w zachodnie rejony :PI nie chcę znowu zamartwiać K, ale Arizonę to można w PiPie dostać bez najmniejszego problemu, a od czasu do czasu to i nawet w Lidlu jest w tygodniu amerykańskim... :P Dla równie zaintrygowanych: książka Grumpy Cata jest na Allegro, rozważam :P
kkl 19 lipca 2016 10:28 Odpowiedz
Może się wam albo komuś następnemu przyda - w Moab jest bardzo tani hostel o przyzwoitym standardzie - Lazy Lizard. Spalismy tam w 2008 roku, było oki. Teraz widze jest drożej, ale nadal bardzo tanio (34$ za dwojkę).
dziewon 19 lipca 2016 17:07 Odpowiedz
Super opis! Stany już chodzą mi po głowie dobre parę lat i taka trasa
norwegianwood 26 lipca 2016 10:16 Odpowiedz
Super relacja! Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg!:) We wrześniu wyruszam z mężem na podobną wyprawę, więc czytam z zapartym tchem:)
norwegianwood 27 lipca 2016 13:11 Odpowiedz
Super:) Najbardziej nie mogę doczekać się właśnie podróży HighWay1 :)Dzięki za wskazówki! Zanotowałam ich mnóstwo:)! Trochę się boję zaglądać na podforum planowania trasy, bo mój entuzjazm mógłby osłabnąć jednakże czytając relacje innych podróżników wiem, że można w kilkanaście dni przejechać mnóstwo mil i zwiedzić kawał Ameryki:)
88309 27 lipca 2016 13:51 Odpowiedz
Oczywiście, że można. My w sumie przez 13 dni zrobiliśmy prawie 3000 mil :) Chociaż oczywiście mamy w głowach to, że na pewno wrócimy na zachód.
jaz99 27 lipca 2016 15:53 Odpowiedz
Fajna relacja, przeczytałem wszystko!Na przyszłość mogę polecić do zobaczenia White Pocket (moim zdaniem ciekawsze od The Wave, no i nie trzeba zezwolenia) oraz Edmaier's Secret. Na każdy z tych punktów trzeba zaplanować po całym dniu.
katraviatta 27 lipca 2016 16:44 Odpowiedz
Nas trochę ograniczyła liczba kierowców: 1W sumie zrobiliśmy więcej km niż Ty @Ruben$ w te nasze 18 dni, ale ostatni tydzień naprawdę sobie odpuściliśmy: potrafiliśmy być już o 18:00-19:00 w hotelu, wyjeżdżając o 9:00 - skromnie ;) Ostatnie dwa dni mi zostały do napisania i nie wiem jak będę żyć gdy skończę! Fajnie się pisze. Chyba trzeba będzie się gdzieś znowu udać.@NorwegianWood skorzystaj z układania trasy, tam Ci nikt głowy nie zmyje :D a jeśli zmyje - to przynajmniej będziesz realnie wiedział czego nie zdążysz zobaczyć
norwegianwood 27 lipca 2016 16:50 Odpowiedz
Hej:) juz sie przemoglam, opublikowalam i czekam pokornie na opinie:p nie mog esie doczekac dokonczenia trasy przez @Ruben$ bo liczba dni prawie zblizona a plany praktycznie te same:) @katraviatta - super sie czyta wiec kolejna podroz planujcie i relacjonujcie koniecznie:) czekam na podsumowanie:)
karpik 28 lipca 2016 22:37 Odpowiedz
a jakie jest uzasadnienie odmowy przez ubezpieczyciela ?nie wiem czy zwróciliście też uwagę w autobusach w SF na linkę, służącą do zatrzymywania pojazdu. Nad głowami siedzących pasażerów, przy szybie, wisi nic innego, jak linka, która po delikatnym pociągnięciu w dół sygnalizuje kierowcy chęć opuszczenia pojazdu przez pasażera. Coś jak znany nam guzik stop, tylko wersja economy :P
katraviatta 28 lipca 2016 22:49 Odpowiedz
"Zakresem ubezpieczenia nie są objęte koszty związane z opóźnieniem dostarczenia bagażu podróżnego, które ubezpieczony poniósł po powrocie do Polski."@karpik właśnie o tym mówię przestarzałych technologiach np. zamiast elektroniki - linka :D
norwegianwood 1 sierpnia 2016 10:45 Odpowiedz
Podsumowanie mistrzowskie! Miliard dobrych rad, ktore juz wpisuje do notatnika!:)))
88309 1 sierpnia 2016 14:41 Odpowiedz
Fajne podsumowanie :) Jedną rzecz bym zmienił. Jeśli to możliwe to pisałbym wszelkie wydatki w dolarach, a na samym końcu po ile kupowaliśmy dolary. W końcu u nas kurs mocno się zmienia i 500 złotych dzisiaj może w dolarach wykazywać inną wartość np. za rok...
becek 1 sierpnia 2016 14:54 Odpowiedz
przeczytałem tylko fragment ale moim skromnym zdaniem jak na 5 nocy w SF to praktycznie nic nie zobaczyliściea szkodaco do jedzeniaSF słynie z clam chowder, burrito i żarcia w chińskiej dzielnicy
katraviatta 1 sierpnia 2016 17:41 Odpowiedz
becek napisał:przeczytałem tylko fragment ale moim skromnym zdaniem jak na 5 nocy w SF to praktycznie nic nie zobaczyliściea szkodaco do jedzeniaSF słynie z clam chowder, burrito i żarcia w chińskiej dzielnicyRacja, jak sama wspominałam - to na co mieliśmy 3,5 dnia można zobaczyć w półtora, podkreślałam to dwa razy. Oraz, sami z góry zrezygnowaliśmy z turystycznych punktów jak painted ladies czy lombard street. Woleliśmy spędzić czas na faktycznym poznaniu miasta, by poczuć jego atmosferę. Dla nas dużo ciekawsze jest obserwowanie przystanków autobusowych i sklepowego asortymentu niż ikony turystów :D Naturalnie, ponownie napiszę - nie neguję tego. Sami przecież wybraliśmy Alcatraz jako must see, Twin Peaks oraz Castro. Reszta to miły dodatek, na który też znaleźliśmy czas. Jeśli chodzi o chińską dzielnicę - znaleźliśmy jedną knajpę przy pierwszej próbie i była tak autentyczna, że nie śmieliśmy ryzykować i zmieniać ;) A! no i oboje lubimy dobre piwo, wieczór w tap barze liquid gold, na nie-zwiedzaniu, wspominam najmilej :D :lol: :mrgreen: @Ruben$, racja - poprawiłam. Tam gdzie mogłam, dodałam walutę. Mogłam się machnąć o jakieś 2-4%, ale by to policzyć dokładniej, musiałabym wykonywać pewne działania od początku, więc uznaję tę granicę błędu :D
becek 1 sierpnia 2016 18:18 Odpowiedz
ale z opisu wynika ze właśnie potraktowaliście SF wybitnie turystycznie ale tak na leniano chyba ze napisz coś o tej "atmosferze" co ja niby poczuliście;D
katraviatta 1 sierpnia 2016 20:48 Odpowiedz
Naprawdę, nie czuję bym musiała się jeszcze z czegoś tłumaczyć :DKażdy ma swoje emocje i odczucia i jest to sprawa bardzo indywidualna.Mam wrażenie, że piszesz "ale mało zobaczyliście przez te trzy dni, mogliście więcej" w momencie, gdy ja piszę dokładnie to samo, tylko nie uważam tego za coś złego ;)Masz większe doświadczenie z SF: może napisz w osobnym wątku co myślisz i co ciekawego widziałeś? Przecież po to to forum jest, by pomóc innym. Zapewne i mnie, bo do SF na pewno wrócę przy okazji innych tras.
katraviatta 3 sierpnia 2016 14:12 Odpowiedz
wow! Ta relacja została nominowana do relacji miesiąca! To spore wyróżnienie, dziękuję!Jeśli się Wam podoba, zachęcam do głosowania:konkurs-na-relacje-miesiaca-lipiec,0,98436
elwirka 7 sierpnia 2016 11:57 Odpowiedz
Wielki szacun za podanie całego kosztu wyprawy na osobę. Na forum jest tendencja unikania odpowiedzi na pytanie: 'a ile cię to wszystko kosztowało?". Owszem wszyscy podają ceny lotów, hoteli, wynajmu auta czy atrakcji. Ale tego ile przejedli, przepili i przebalowali to często już nie podają. A dla planujących wyprawę takie informacje są pomocne. 9.874 zł na osobę to naprawdę nie tak dużo. Spodziewałam się wyższej kwoty jak na 3 tygodnie w Stanach.
katraviatta 7 sierpnia 2016 16:23 Odpowiedz
elwirka napisał:Wielki szacun za podanie całego kosztu wyprawy na osobę. Na forum jest tendencja unikania odpowiedzi na pytanie: 'a ile cię to wszystko kosztowało?". Owszem wszyscy podają ceny lotów, hoteli, wynajmu auta czy atrakcji. Ale tego ile przejedli, przepili i przebalowali to często już nie podają. A dla planujących wyprawę takie informacje są pomocne. 9.874 zł na osobę to naprawdę nie tak dużo. Spodziewałam się wyższej kwoty jak na 3 tygodnie w Stanach.Dziękuję!Wydaje mi się, że to nie takie rzadkie podawać całkowity koszt. Najlepiej sobie policzyć "rentowność" wyprawy w przeliczeniu na dzień - co też zrobiłam - i porównać do innych tego typu wypraw. Np. @tomcravt ma ten "licznik" ok 360 zł na dzień - czyli tańszy! Ale były też "droższe" wyprawy. Nasza wycieczka z dojazdem trwała też tak naprawdę 24, a nawet 25 dni.Aha, no i to jest też powód, dla którego moi znajomi nie przeczytali tej relacji, nigdzie jej nie podlinkowałam :D Nie napisałam jej dla nich, tylko dla użyteczności publicznej, by komuś się jeszcze przydała jakaś informacja z tej pisaniny. Jeśli ktoś chciałby się odwdzięczyć, z chęcią przyjmę hershey's (od $1) lub beef jerky (od $3) :lol:
grondo 7 sierpnia 2016 17:41 Odpowiedz
Jak ktoś będzie zawiedziony jedzeniem w polecanych Wendy's i Denny's, to proszę się nie zrażać, w stanach można zjeść duużo lepiej ;)
opo 7 sierpnia 2016 17:56 Odpowiedz
jak jesteśmy przy amerykańskich fast foodach z burgerami to polecam spróbować In-N-Out, sieć dostępna praktycznie tylko w Kalifornii z super krótkim menu, jakościowo oczko powyżej pozostałych sieciowek.
katraviatta 7 sierpnia 2016 21:24 Odpowiedz
grondo napisał:Jak ktoś będzie zawiedziony jedzeniem w polecanych Wendy's i Denny's, to proszę się nie zrażać, w stanach można zjeść duużo lepiej ;)Wendy's i Denny's są całkiem ok, smacznie, ale najlepiej wychodzi tu stosunek jakości do ceny. Oczywiście, że można zjeść lepiej - moi faworyci to black bear inn i johnny rockets ;)
logis 8 sierpnia 2016 14:02 Odpowiedz
Powiem krótko: GOOD JOB !
katraviatta 13 września 2016 00:41 Odpowiedz
mały apdejt: Air France jest oczywiście świetną linią lotniczą i wypłaciła claim bez szemrania :)więc jeśli zawiedzie Was Wasz ubezpieczyciel, zawsze można liczyć na linie :D
skysurfer 14 kwietnia 2017 17:35 Odpowiedz
Świetna relacja! Od mojej wyprawy po zachodnim wybrzeżu minęło już trochę czasu, więc łza się w oku kręci na widok zdjęć z tych samych miejsc, ehh chciałoby się tam wrócić.Co do jedzenia to dodałbym tylko, że fastfood w kalafiorni to nie tylko burgery i pankejki, ale także całkiem niezłe potrawy meksykańskie w Taco Bell, Salsie itp, także w bardzo dobrej cenie. katraviatta napisał: Kolejka w wypożyczalni aut może być długa oraz nie bójmy się wysłuchać propozycji co do upgrejdu Co do upgrade'u mam trochę inne doświadczenie, bo za każdym razem kiedy rezerwowałem przy LAX małe auto okazywało się, że aut tej klasy nie ma, a najmniejszym jakie mieli było coś określane jako full size, a raz nawet trafił się van. Oczywiście nikt nie wymagał żadnej dopłaty. Przed zgodzeniem się na zaproponowany upgrade dobrze zapytać, czy zamówione auto jest dostępne ;) bo z dużym prawdopodobieństwem można dostać upgrade za darmo. Dorzucę jeszcze swoje 3 gr i dodam, że planując trasę po zachodnim wybrzeżu nie omijałbym LA, które warto zobaczyć chociażby dla plaży w Santa Monica, Venice lub aMalibu lub zachodu słońca lub wieczoru z punktu widokowego przy Mulholland Drive.
katraviatta 16 kwietnia 2017 13:29 Odpowiedz
@‌SkySurfer‌ generalnie zgadzam się ze wszystkim, co piszesz, więc mam nadzieję, że inni Cię posłuchają:1. żałuję, że do kuchni meksykańskiej nie było nam jakoś po drodze, mimo, że lubimy - mogliśmy choć do Taco bell ;) jedliśmy raz meksykańskie w pahrump i było słabe, więc następnym razem na pewno sobie pofolgujemy w tę stronę. Podobnie jak chińskie jedzenie w SF - ok, knajpa, w której jedliśmy miała wyborne jedzenie, ale jednak chcę też następnym razem spróbować czego innego w faktycznej chińskiej dzielnicy :D2. z samochodem rzeczywiście taktyczny błąd. Może nie mieli niczego w naszej klasie. Choć wypożyczalnia w SF jest ogromna, pewnie małe szanse na to, ale może rzeczywiście tak było - dobrze, że to strata tylko hipotetycznych $80 3. To mnie dołuje najbardziej. Odpuściliśmy LA, bo tłok korki itp., ale jednak plażę i kalifornijski klimat chciałam zobaczyć, teraz na pewno zmodyfikowałabym trasę i pojechała choć na Santa Monica właśnie :(
michals-80 12 lipca 2017 19:20 Odpowiedz
Dzięki za super relacje. Nie ukrywam, że była ona dla mnie natchnieniem i za półtora miesiąca ruszam Twoimi śladami ;). Generalnie moja trasa jest podobna uwzględniając Twoje wszelkie uwagi i wskazówki. W moim wyjeździe jest jednak trzeci podróżnik – 2,5 letni. Podróżnik ten potrafi przejść 3-4 km odcinki na swoich nogach, ale czasem oczywiście potrzebuje wsparcia w postaci wózka. I stąd parę pytań...Zion NP – w drodze na „The Narrows” przechodziliście zapewne „RiverSide Walk” - jak udało mi się wczytać da się tu wjechać wózkiem – proszę o potwierdzenie ;)czy na początku „The Narrows” jest opcja żeby zostawić gdzieś wózek (przypięty) żeby np. spróbować swoich sił na tym szlaku?Bryce NP – tu planujemy zejście na dół szlakiem Queens Garden Trail a powrót na górę Navajoo Loop. Czy to Twoim zdaniem dobre rozwiązanie? Da się zabrać tutaj wózek czy lepiej zostawić na górze?W sumie w ogóle będę wdzięczny za Twoja opinię w tym temacie – które z „waszych” szlaków mogą nadawać się na wózek tudzież wędrowanie przez 2,5 latka.Pzdr ;)
manix2 12 lipca 2017 21:33 Odpowiedz
michals_80 napisał:Zion NP – w drodze na „The Narrows” przechodziliście zapewne „RiverSide Walk” - jak udało mi się wczytać da się tu wjechać wózkiem – proszę o potwierdzenie ;)czy na początku „The Narrows” jest opcja żeby zostawić gdzieś wózek (przypięty) żeby np. spróbować swoich sił na tym szlaku?Z tego co ja pamiętam, to całe Riverside Walk można bez najmniejszego problemu przejechać wózkiem. To jest po prostu wybetonowana na płasko ścieżka. Jak trzeba już wejść do rzeki to wózek trzeba zostawić. Można na przykład przypiąć do jakiegoś drzewka albo po prostu zostawić, nie sądzę aby ktoś go ukradł :) Jak daleko uda wam się przejść rzeką zależy głównie od poziomu wody. Trzeba malucha bardzo pilnować bo prąd jest dosyć mocny miejscami a dno kamieniste.michals_80 napisał:Bryce NP – tu planujemy zejście na dół szlakiem Queens Garden Trail a powrót na górę Navajoo Loop. Czy to Twoim zdaniem dobre rozwiązanie? Da się zabrać tutaj wózek czy lepiej zostawić na górze?Większość tej trasy jest do zrobienia wózkiem bo głównie w dół i jest dosyć szeroko i równo. Przez Navajoo Loop mocno pod górę ale też podłoże równe, myślę że wózek nawet z dzieckiem można spokojnie wciągnąć. Jak się nie da z "ładunkiem" to na pewno pusty może bez problemu wjechać.
katraviatta 13 lipca 2017 00:09 Odpowiedz
Dziękuję za ciepłe słowa!@Manix2manix2 już odpowiedział, a tymczasem ja tylko dorzucę co NIE nadaje się z mojej relacji dla dziecka:1. Szlak na north dome - w yosemite wybierzcie inny ;)2. the Narrows - zależy w jakim miesiącu jedziecie. Jeśli tak jak my w głębokim czerwcu lub lipcu - woda będzie płyciutka. Szkrab może wejść z Wami, ale na pewno się przewróci :D i będzie cały mokry, nie ma innej opcji.3. Szlak do delicate Arch - nie ma szans, jeśli wybieracie się do Arches (polecam) to raczej miejsca "scenic point" z mapki niż szlaki.To tyle. Ameryka to bardzo przyjazny kraj dla każdego. Przeleciałam w myślach moją trasę i w sumie z dzieckiem można wszędzie: i do yosemite, i death valley, i Zion (emerald pools!) i Bryce (pod tę górę na Navajo loop wózek ok, ale zziajacie się na pewno ;) ) i Kanion, i Canyonlands, i Arches, i Monument Valley, Canyon de Chelly, Bearizona, Calico, Oatman... i Monterey - no wszystko!