0
katraviatta 13 lipca 2016 06:26
zwierz.JPG



Siedziała tak sobie w obie strony gdy szliśmy. Zapewne lokalna gwiazda każdego ujęcia!

Odpoczynek po przebyciu 2.7 mili


odpoczynek.JPG



smutny Packman :(


smutny pacman.JPG



Widoki na North Dome przepiękne, Half Dome rzeczywiście jest bardzo blisko, dużo bliżej, niż wydaje się na zdjęciach.


na szczycie.JPG




na szczycie 2.jpg


(gorszej jakości zdjęcie z telefonu).

Po zejściu ze szlaku w samochodzie odkrywamy, że cała czekolada, jaką mieliśmy w podłokietniku zamieniła się w płyn! nie byłoby to smutne, gdyby nie była już otwarta. Szybkie ratowanie kabli - na szczęście ucierpiał tylko jeden i po opłukaniu działał :D
Nie zostawiajcie w samochodzie topliwych rzeczy, zwłaszcza czekolady ;) Nam się upiekło - szkód nie było.

Jeszcze na chwilę zatrzymujemy się nad Tenaya Lake, bo piękne, co nie.



tenaya.jpg



Wieczorem oszczędna kolacja, odwiedzamy Subway w Mammoth Lakes (Sub of the day $6).
Mam dobry angielski, ostatnio oceniony na C2. Sprzedawca pyta mnie czy chcę ciepłą kanapkę "Do you want to toast it?". Ja słyszę "Have you ever tasted it?" pomyślałam sobbie, że chciał by miły, zagadać. Widać, że my turyści. Tym sposobem na pytanie o to czy chcę podgrzać kanapkę odpowiedziałam panu "tak, ale nie w tym kraju"

:D

DZIEŃ 5 (21.06.2016) PRZEZ DOLINĘ ŚMIERCI DO LAS VEGAS

Wyruszamy rano, budziki dzwonią o siódmej.

Droga prawie cały czas wiedzie przy pięknych górach Sierra Nevada


IMG_0586.JPG



Po blisko 3,5h docieramy do Death Valley. To już trzeci dzień, podczas którego żałujemy, że jednak nie kupiliśmy przenośnej lodówki. Mamy przy sobie mnóstwo płynów, ale wszystko po dwóch godzinach jest już ciepłe, a z czasem wręcz gorące! Zgodnie ze wskazówkami na drodze wyłączamy klimatyzację, by samochód się nie przegrzał. Temperatura przekracza 50 stopni Celsjusza. Każde z nas chroni się dwiema chustami oraz filtrem 50+


chusty.JPG



Chcieliśmy dużo zobaczyć, nic dziwnego. Niby pustynia, a krajobraz jest bardzo różnorodny. Zatrzymujemy się przy wjeździe,


wjazd.JPG



gdzieś po drodze


droga.JPG



przy Mesquite Flat Sand Dunes, (tutaj przy Motelu naprzeciw sklepu z pamiątkami jest maszyna z lodem. Drugi raz zachowuję się jak typowy przedstawiciel mej narodowości i pożyczam trochę lodu mimo, że nie jestem zameldowana w motelu :( )


dunes.JPG



Ktoś przeprowadził na parkingu nie do końca udany eksperyment z jajkiem :D


jajko.jpg



Badwater,


IMG_0668.JPG




badwater2.jpg



Zabriskie Point,


zabriskie 1.JPG




zabriskie 2.JPG



oraz objeżdżamy Artists Drive.


artists.JPG



Temperatura jest tak nieznośna, że ciężko wytrzymać dłużej niż kwadrans poza klimatyzacją. Najgoręcej było przy wydmach, potem o dziwo było już w miarę znośnie, nawet przy Zabriskie Point, gdzie przecież odnotowano największe upały ever!

To już drugie miejsce z dwóch, w którym chcielibyśmy zostać dłużej :D Dolina Śmierci urzeka swym majestatem, przeraża temperaturą, ja się czuję jak na Marsie, choć nigdy tam nie byłam!

Mapka Doliny:


mapa DV.jpg




Chcieliśmy wyjechać drogą 190, ale z aktualnych informacji wystawionych na drodze wynikało, że jest ona zamknięta, więc wracamy i wyjeżdżamy drogą 95.
Death Valley to park, który nie ma strażników pilnujących opłat za wjazd. Na zasadzie wzajemnego zaufania mamy sobie sami zjechać w dowolny miejscu i wrzucić do dedykowanej skrzynki opłatę. My oczywiście nie musimy, bo mamy Annual Pass. Bardzo mi się podoba w tym kraju!

Po kolejnych 2,5 h, podczas których jemy w przydrożnej meksykańskiej knajpie (dziś po $10.5 na głowę) i tankujemy w Pahrump - różnice w cenach paliw wypiszę na koniec - widzimy panoramę Las Vegas. Wjeżdżamy, gdy już jest ciemno. Ja mam łzy w oczach bo to jedno z moich top 3 ;)


Vegas.jpg



Zatrzymujemy się w El Cortez Hotel, $37 za dobę. Przy rezerwacji hoteli w Las Vegas należy doczytać ile wynosi Resort Fee, która nigdy nie wyskakuje w koszcie pokoju. Pierwotnie zarezerwowaliśmy hotel, który doliczał sobie $22 za noc! El Cortez doliczył skromne $8,5.

Hotel widać, że wiekowy (najstarsze nieprzerwanie działające kasyno w Las Vegas), drażnił mnie zapach dymu papierosowego w kasynie, przez które należy naturalnie przejść by się zameldować :D Pokój czysty i przestronny, na 14 piętrze, choć łazienka trąci lekko myszką ;) Najważniejsze dla nas - jest lodówka w pokoju oraz maszyna do lodu na piętrze:D Temperatura w nocy nie spadła poniżej 35 stopni...DZIEŃ 6 (22.08) TAMA HOOVERA, DZIEŃ ORGANIZACYJNY I STRIP

Po skwapliwym skorzystaniu z możliwości rozwodowych pokoju:


pokójLV.JPG



..dzień zaczynamy śniadaniem z resztek i poszukiwaniami pralniomatu. Pralniomat według google miał być naprzeciwko hotelu, ale nie było i już! Pralniomatów widzieliśmy dużo po drodze, więc stwierdziliśmy, że zapakujemy pranie do bagażnika i gdzieś na pewno jakiś znajdziemy. W drodze na Tamę Hoovera "pytamy" naszą nawigację samochodową o laundromat, ale wywozi nas na osiedle domków jednorodzinnych :D To pierwszy raz, gdy nawi pokazuje humory! Jednak generalnie ją lubimy, bo poza aktualnie ustawionym miejscem docelowym na ogół umie doradzić najbliższe stacje, restauracje czy kawiarnie.

Parking przy Tamie Hoovera $10 :/


tama 1.jpg




tama 2.JPG




tama 3.JPG



Taka atrakcja na pół godziny, można zrezygnować, jeśli ma się napięty grafik i w zamian pojechać np. do Red Rock Canyon, na który znowu my nie mieliśmy czasu bo woleliśmy połazić po mieście.
Spodziewałam się, że tama będzie wyższa :D
Jeśli chce się zwiedzić tamę z dołu - koszt wynosi $20 za osobę.

Resztę dnia poświęciliśmy na "sprawy organizacyjne".
W drodze powrotnej z tamy znaleźliśmy pralniomat. Trochę przerażeni, bo nie wyglądało to przyjaźnie, a w środku ni żywej duszy z obsługi. Zaraz jednak pojawił się starszy klient i na pytanie "is it easy?" odpowiedział "very easy". Potem nam generalnie pomógł na każdym etapie prania. Taka niby prosta czynność a człowiek się nagle drapie po głowie :D W pralniomatach są wymieniarki banknotów na ćwierćdolarówki, które są podstawową walutą tutaj. Z iluż seriali i filmów znamy te obiekty! Ja osobiście najbardziej z pierwszego sezonu przyjaciół, w którym Ross prał z Rachel swoim super męskim detergentem!
Najpierw w maszynie vendingowej kupujemy za $1 detergent, może nie aż tak męski (chyba że ktoś przywiezie swój proszek z PL, ale no bez przesady :D ). Maszynę widać w linku powyżej w tle!

Samo pranie kosztuje $2 i trwa pół godziny. Potem suszenie - 0.25$ za każde 6 minut. Sympatyczny pan który nam wszystko tłumaczył podarował nam dwie chusteczki zapachowe do suszenia i polecił wrzucić 1.25, my wrzuciliśmy $1 bo czas! ale ubrania były po tym czasie prawie suche.


laundromat.jpg



Potem czas na shopping! Udajemy się do Las Vegas North Premium Outlets i poza sklepem Conversa nic tam ciekawego nie ma.

Dużo przyjaźniejszym i na naszą kieszeń wydaje się centrum handlowe Fashion Show, które polecam, ale niestety jesteśmy już wtedy dosyć zmęczeni i wchodzimy prawie nigdzie.

W międzyczasie wpadamy do Walmarta by uzupełnić zapas Beef Jerky, puszek oraz wreszcie nabyć małą lodówkę i dwa wkłady!
W ogóle Beef Jerky (czyli suszona wołowina) okazał się świetną przekąską na szlaku i generalnie w ciągu dnia. W naszym przypadku kompletnie nie sprawdziły się gotowe ciastka z nadzieniem czy batony zbożowe. A wołowina jest słona i bogata w białko, które dobrze syci! Beef jerky nie jest najtańsze - $7-8 za opakowanie 160 g, ale wystarczało nam na dwa-trzy dni dla dwóch osób. Taka moja sekretna porada dotycząca jedzenia w trakcie zwiedzania :D
Prawie jak zwyczajna nad Morskim Okiem, czy jajko na twardo w pociągu!


20160715_060240.jpg



Wieczorem udajemy się w dół Stripu, którego najsławniejszy fragment oddalony jest o ok. 7 km od naszego hotelu, zobaczyć fontanny i poczuć atmosferę Las Vegas. Pytamy na przystanku policjanta(?) o bilety autobusowe, zaprowadza nas do maszyny. Tam nabywamy dwa za $6 ważne przez dwie godziny. No bo po co na dłużej brać bilety? Droga zajmie kwadrans, godzinkę pochodzimy, przegramy dolar i wracamy.

Otóż,

NIE :D

Autobus jedzie baardzo powoli, 40 minut w jedną stronę, są straszne korki. Nie załapaliśmy się nawet na pokaz fontann pod Bellagio, akurat się skończył a nie mieliśmy czasu by czekać na następny pokaz. Wracamy więc w stronę Downtown. Iluż tu świrów, prawie nieubranych ludzi, gołych pośladków! Ludzie są dziwni, przekrój wiekowy mnie szokuje. Ceny drinków również. Pod hotelem Mirage czekamy na przystanku by zabrać się z powrotem do hotelu. Ostatnie 15 minut przejeżdżamy nielegalnie (upłynął czas naszego biletu). Vegas nas w ogóle nie zachwyciło. Zobaczyć trzeba, po czym jak najszybciej uciec ;) Choć z drugiej strony widziałam masy ludzi wyglądające jakby się szampańsko bawiły (pewnie lokalne wieczory panieńskie i kawalerskie). Może to ze mnie taki marny tygrys imprezowy...

Las Vegas wielkim hukiem spada z mojego podestu na niskie miejsce, jeszcze nie wiem na które.


vegas kon.jpg



Po powrocie do hotelu biorę $5 celem wygrania miliona i schodzę sama.

Przegrałam te moje $5 szybciej niż K. obejrzał na Youtubie kompilację Fails of the week.

Może następnym razem ;)

DZIEŃ 7 23.06 - DOLINA OGNIA I ZION (EMERALD POOLS)

Nie pamiętam kto zachęcił mnie do odwiedzenia Valley of Fire, być może była to @karpik :D na pewno też widziałam jakieś drive thru na youtubie. Wjechaliśmy od strony Las Vegas, na punkcie kontrolnym otrzymujemy mapkę i płacimy $10 (Valley of Fire to park stanowy, annual pass nie obowiązuje).


IMG_0747.JPG



Z racji tego, że niestety nie możemy spędzić tutaj całego dnia (bo "nie chcemy" nigdy nie jest właściwym zwrotem :D ) przejeżdżamy park w swoim tempie. Rzeczywiście park urzeka swoją urodą, Visitors Center profesjonalizmem - very informative! "Właśnie patrzysz na skały powstałe x mln lat temu, po których biegały sobie dinozaury"!!! Dostajemy również mnóstwo informacji które skały tu występują, dlaczego jest tak czerwono i dlaczego skały mają tak psychodeliczny kształt!! (podpowiedź: wiatr) Otrzymujemy również informacje jakie zwierzęta tu występują i przez co możemy aktualnie na tym skrawku ziemi zostać śmiertelnie ukąszeni... Nie wiedziałam że brązowa wdowa jest groźniejsza od czarnej :( (nie ma na nią znanego antidotum)


Na dłużej zatrzymujemy się przy dwóch punktach: seven sisters i elephant rock.

Seven Sisters (jak dla mnie to one się tu całują!)


sisters.JPG




vof2.JPG




Przy siostrach próbuję robić sobie selfie i wychodzi takie:


selfie.jpg



rozbawia mnie to tak bardzo, że natychmiast puszczam zdjęcie w świat :D
#nieumiemselfie #sprzedamselfiestick

Oprócz psychodelicznych kształtów, dziur i niesamowitego koloru urzekają jeszcze krzywe "nawarstwienia" - tutaj polegam z geologią, nie wiem jak to się profesjonalnie nazywa :D chodzi mi o to, że warstwy skał są przechylone od poziomu w bardzo wielu miejscach o tak:


IMG_0739.JPG



Elephant rock:


słoń.JPG



Świetnie spędzone trzy godziny i na pewno lepiej wydane $10 niż na wczorajszy parking na Tamie Hoovera.


vof3.JPG



Po wyjeździe z Doliny Ognia krajobraz znacznie się zmienia:


pom vof a zion.JPG




pom vof a zion 2.jpg



Kolejny nocleg mamy w miejscowości St. George jako baza wypadowa do Zion (a w planach i Bryce).
Na miejsce dotarliśmy przed 16:00, co pozwoliło nam na szybką decyzję: już dziś jedźmy do Zionu! W decyzji pomaga fakt, że na Bryce i Zion mieliśmy zaplanowany jeden (następny) dzień. O my naiwni!

Podróż do bram parku zajmuje godzinę, na bramce kontrolującej bilety otrzymujemy mapkę i gazetkę oraz informację, że zaraz za bramką możemy zaparkować i stamtąd wziąć shuttle bus, który kursuje po całej tej części parku. Na krótką pozostałość dnia wybieramy szlak Emerald Pools.

Wzdłuż doliny widok z autobusku:


wzdłuż zion.JPG



Autobusy jeżdżą bardzo często, choć powoli. Na początek szlaku docieramy po osiemnastej. Park urzeka nas swoim połączeniem przewysokich czerwonych skał i zieleni w dolinie rzeki. Czuć tu jednocześnie chłód i upał. Fantastyczne miejsce!

Szlak z wodospadami jest bardzo fajnie zaplanowany, bo dzieli się na trzy etapy: łatwy, średni i trudny. W momencie dotarcia do końca jednego etapu można po prostu albo zawrócić albo kontynuować szlak.


pools2.JPG




pools.JPG




moose.JPG



Myślałam, że damy radę zobaczyć tylko średni szlak (ostatni shuttle bus odjeżdża o 21:15), ale w niecałe trzy godziny spokojnie zwiedzamy wszystko i wsiadamy w przedostatni autobus.

Kierowca autobusu przez mikrofon opowiada co widać po której stronie autobusu, wliczając w to napotkane zwierzęta (np. dzikie indyki)


indyk.JPG



Zaczynam się ponownie zastanawiać, czy mamy takie szczęście do wybierania szlaków czy naprawdę tutaj jest wszędzie tak bardzo pięknie...

Wieczorem mamy trudną decyzję do podjęcia: co z następnym dniem? Przed dobrym zbadaniem tematu przeznaczyliśmy na Bryce i Zion jeden dzień, a nie mieliśmy jeszcze świadomości, że tak, Bryce leży niedaleko Zion, ale wjazd do niego znajduje się bardzo na północy! Oraz że te dwa parki są naprawdę piękne i trochę grzech robić je oba (!) jednego dnia...

Podejmujemy męską decyzję: jutro Zion, pojutrze w dalszej drodze Bryce.
K. zaskakująco dobrze czuje się z automatyczną skrzynią i mówi, że w ogóle nie czuje, że na liczniku mamy już 1500 km! Więc osoby nowe, nie jeżdżące na co dzień automatem: przejedziecie więcej niż Wam się wydaje, bo nie ma strachu ani przesadnego zmęczenia za kierownicą.

Nocujemy w Coronada Inn za $47 za noc, w jednym z mniej reprezentatywnych miejsc na naszej trasie ;) mebel ala późny Gierek, przegłośny wiatrak w łazience i kakaroczes przy ulicy, ale za to ze śniadaniem!


pokój 1.jpg





Nie ma czasu na wychodzenie na kolację - zapychamy się dziś beef jerky i chipsami :D

DZIEŃ 8 24.06 ZION (THE NARROWS)


Zdecydowaliśmy się na the Narrows, porządny, trudny i ciekawy szlak ze względu na swoją ciekawą specyfikę spędzenia całego dnia po kostki, jak nie głębiej, w wodzie :D

Szlak = spacer z nurtem rzeki, więc należy się do tego specyficznie przygotować. Nie wybieramy przestromego szlaku Angels Landing, ponieważ mam poważne problemy z lękiem wysokości i nie za dobry zmysł równowagi :D

Na śniadanie tosty, płatki lub gofry <3 tym razem biorę lekcję od spotkanych w Merced Azjatów - robię dodatkową porcję gofrów na lunch!

Przed wyjściem chcę zabrać mój zapas spreju na komary. Szukam i.... łoooo q! Uświadamiam sobie, że nie opróżniłam jednej szuflady w hotelu w Vegas i gorączkowo myślę, co ja mogłam w niej mieć poza tym sprejem!!!!

Dokładnie w tym momencie, o godzinie 00:10 w dniu 15.07.2016 zmraża mnie podejrzenie, że mogłam tam też zostawić mp4 :/

Po drodze do Zion wstępujemy do przydrożnej wypożyczalni po kije do brodzenia w rzece. Za $6 od sztuki za dzień. Niezły biznes na kijach od łopaty ;) Jeśli macie kijki do nordic walking, albo inne kijki teleskopowe, można zapakować do bagażu, przecież miejsca nie zajmują.
Kije i dobre buty trekkingowe to podstawowe wyposażenie na ten szlak. Żadnych butów do wody ani innego obuwia! Po drodze do parku są sklepy gdzie można wypożyczyć buty, również na przystanku nr 1 shuttle busa do Springdale jest spora wypożyczalnia.
Należy też wziąć skarpy i bieliznę na zmianę, spodnie i ręcznik też się przydadzą (oczywiście wszystko może zostać w bagażniku).
Przed samym wjazdem do Zion mój mózg otrzymuje informację:

PASZPORT!!!!!!

Chyba w tej szufladzie zostawiłam paszport!!! Zawracanie teraz do motelu jest bez sensu, przecież kilka godzin niczego nie zmieni, jeśli został w Vegas... Cały dzień mam więc zepsuty i w ciszy, skupieniu i wku**wie napawam się szlakiem the Narrows.
Humory jeszcze komplikuje fakt, że parking, mimo że jest ogromny, jest za-pcha-ny. Cofamy się do Springdale zaraz przed wjazdem do parku, z którego też odchodzą Shuttle busy i w odległości kilometra znajdujemy miejsce przy drodze. Modlimy się o wyrozumiałość lokalnych władz, bo samochód zostawiamy wzdłuż drogi na piaszczystym poboczu, podobnie jak 4820809 innych samochodów. Całe jechanie jednym shuttle busem ze Springdale, potem przejście przez bramki piechotą, potem 40 minut w drugim shuttle bus, trwa to strasznie długo! Na szlaku lądujemy dwie godziny później niż myślałam.

Wszystkie te drobiażdżki wynagradza naturalnie natura... Jest piękna pogoda, szanse na powodzie błyskawiczne (flash floods) są bliskie zeru.

Droga do szlaku:


1.jpg




2.jpg



Ładowanie baterii przed rozpoczęciem szlaku z moją nową koleżanką:


3.JPG



O! Gdy patrzę na to zdjęcie przypomina mi się jeszcze jedna rzecz: woda. Od Merced, czyli od sześciu dni walczymy z upałami, prawie cały czas jest ponad 30 stopni, w nocy nie jest chłodniej nic! Woda jest ciepła już po dwóch godzinach. Dziś wpadłam na pomysł, że zamrożę dwie 0.7 wody i z takimi kostkami lodu w formie butelek poszliśmy na szlak. Rozmrażało się powoli, gdy upijaliśmy, dolewaliśmy ciepłej wody z dwóch pozostałych bidonów :D Woda była zimna do końca dnia.

Szlak jest zatłoczony, nie liczcie tutaj na prywatność! Przynajmniej nie przez pierwszy kilometr w wodzie, potem jest już coraz mniej ludzi.


4.jpg



Dzisiejsze selfie:


5.jpg



Koniec czerwca to bardzo dobry okres na przejście Narrows - woda nie była nigdzie tak głęboka by...zamoczyć nam bieliznę :D w Dodatku dzięki niskiemu poziomowi wody sporo zakoli było odsłoniętych.
Idzie się powoli, nie ma co liczyć na rekordy odległości, pierwsza część jest pod prąd, więc jest tym bardziej trudno, trzeba dobrze macać kijem podłoże i stabilizować się. Choć widzę wieeeele upadków innych. Niestety nie będę poprawna politycznie - samych bab!


7.JPG




8.JPG



Szlak ma to do siebie, że można iść tak długo jak się chce (by potem zawrócić). Doszliśmy dosyć daleko, ale ciągle spotykaliśmy grupki turystów, choć znacznie, znacznie mniej. Przy rozgałęzieniu rzek wybraliśmy prawą, Orderville Canyon, bo była węższa i bardzo malownicza. Ale przez to dużo bardziej porywista. Przeszliśmy jeszcze kilometr i zawróciliśmy, bo średnio byliśmy zabezpieczeni na wypadek zamoczenia sprzętu ;)

To już Orderville, widać, że wąsko!


ost.jpg



prawie jak Kanion Antylopy :D


antel.JPG



W drodze powrotnej jedyne o czym myślałam to paszport. Chciałam zajrzeć do motelu najpierw, mimo że byliśmy głodni jak dwa wilki. Na szczęście paszport miałam w walizce!

Na kolację wybraliśmy Wendy's, chciałam popróbować te wszystkie słynne sieciówki amerykańskie. Wendy's ma coś takiego jak $4 for 4 (coś chyba jak mcdonaldowe 2 for you). Trochę straciłam cierpliwość przy zamawianiu, pani zamiast skonstatowć, że wyraźnie jesteśmy z zagranicy twardo recytowała pełne nazwy wszystkiego i wszelkie możliwe wyuczone formułki, zamiast zwyczajnie zapytać: chicken beef or bacon? :D
Za $4 dawno tak dobrze nie zjadłam, ale obsługa mnie zraziła. Aha, Wendy's ma tę maszynę, jest nawet powerade, piwo korzenne i ice tea, a wszystko w miliardzie smaków.

Trochę jesteśmy skołowani zmianą czasu w Utah, cieszymy się, że jutro zyskamy godzinę wracając do Arizony!DZIEŃ 9 (25.06) - BRYCE, GLEN CANYON DAM, HORSESHOE BEND, NAVAJO BRIDGE

Planujemy dziś przejechać dużo ale też i dużo zobaczyć.

Nasza dotychczasowa trasa od Merced



Dodaj Komentarz

Komentarze (33)

karpik 15 lipca 2016 08:04 Odpowiedz
Ale fajnie się czytało, przypomniałaś mi dużo drobnych ciekawostek, które też mnie rozbawiły, jak np. bilety w SF które wyglądały jak wycięte z Faktu :PZ kolejkami na SFO słuszna uwaga. My na dodatek wychodziliśmy z ostatniego rzędu w samolocie + w tym samym momencie wylądowały 2x A380 (nasz z Londynu i drugi z Chin), przez co mieliśmy baaaardzo dużo czasu na rozprostowanie nóg po 11h locie :/A po przypłynięciu do Alcatraz robił przemowę Dziadzia-Zgrywusek, były więzień? ;)No tak, beef jerky, mój chłop nie raz i nie dwa kazał mi się zatrzymywać gdzieś pośrodku niczego, bo akurat gdzieś w oddali zauważył lokalną "suszarnię"No i pralniomat i wspomnienie o Mirage, moim hotelowym marzeniu naszego wyjazdu, które jak się okazało, było absolutnie niewarte wydanych pieniędzy :PP.S. Czekam na ciąg dalszy, podoba mi sie Twój lekki styl pisania ;)
katraviatta 15 lipca 2016 08:29 Odpowiedz
karpik napisał:Ale fajnie się czytało, przypomniałaś mi dużo drobnych ciekawostek, które też mnie rozbawiły, jak np. bilety w SF które wyglądały jak wycięte z Faktu :PZ kolejkami na SFO słuszna uwaga. My na dodatek wychodziliśmy z ostatniego rzędu w samolocie + w tym samym momencie wylądowały 2x A380 (nasz z Londynu i drugi z Chin), przez co mieliśmy baaaardzo dużo czasu na rozprostowanie nóg po 11h locie :/A po przypłynięciu do Alcatraz robił przemowę Dziadzia-Zgrywusek, były więzień? ;)No tak, beef jerky, mój chłop nie raz i nie dwa kazał mi się zatrzymywać gdzieś pośrodku niczego, bo akurat gdzieś w oddali zauważył lokalną "suszarnię"No i pralniomat <3P.S. Czekam na ciąg dalszy, podoba mi sie Twój lekki styl pisania ;)Dzięki Karp! Pisanie jest czasochłonne, ale robię co mogę by dokończyć (na szczęście jestem na mini-emeryturze, więc mam czas)Więcej spostrzeżeń z SFO podrzucę na koniec, bo tam byliśmy ostatnie dni, ale taaaak! Zapomniałam o przemowie na początku zwiedzania Alcatraz! Nie było więźnia, ale prowadzący ranger zapytał zgromadzonych skąd są itd., jeden pan powiedział, że mieszka 40 lat w San Francisco i pierwszy raz wybrał się do Alcatraz. Naturalnie dostał brawa.A suszarnie... ehh lepiej żeby tego K. nie przeczytał bo się zapłacze :/ nabywaliśmy tylko z torebki...
karpik 18 lipca 2016 08:18 Odpowiedz
Poważnie czasami mam wrażenie, że byliśmy na tej samej wycieczce. Nawet z przewodnika korzystaliśmy tego samego ;)Ale tego, że się nie jaracie Vegas, to nie wybaczam [ foch! ] :P
karpik 19 lipca 2016 08:52 Odpowiedz
katraviatta napisał: może z osobą, która lubi Vegas :D Polecam się :PA Wasza droga już zaczyna odbiegać od naszej, bo niestety aż tak daleko się nie zapuściliśmy. Czekam z niecierpliwością na Wasz powrót w zachodnie rejony :PI nie chcę znowu zamartwiać K, ale Arizonę to można w PiPie dostać bez najmniejszego problemu, a od czasu do czasu to i nawet w Lidlu jest w tygodniu amerykańskim... :P Dla równie zaintrygowanych: książka Grumpy Cata jest na Allegro, rozważam :P
kkl 19 lipca 2016 10:28 Odpowiedz
Może się wam albo komuś następnemu przyda - w Moab jest bardzo tani hostel o przyzwoitym standardzie - Lazy Lizard. Spalismy tam w 2008 roku, było oki. Teraz widze jest drożej, ale nadal bardzo tanio (34$ za dwojkę).
dziewon 19 lipca 2016 17:07 Odpowiedz
Super opis! Stany już chodzą mi po głowie dobre parę lat i taka trasa
norwegianwood 26 lipca 2016 10:16 Odpowiedz
Super relacja! Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg!:) We wrześniu wyruszam z mężem na podobną wyprawę, więc czytam z zapartym tchem:)
norwegianwood 27 lipca 2016 13:11 Odpowiedz
Super:) Najbardziej nie mogę doczekać się właśnie podróży HighWay1 :)Dzięki za wskazówki! Zanotowałam ich mnóstwo:)! Trochę się boję zaglądać na podforum planowania trasy, bo mój entuzjazm mógłby osłabnąć jednakże czytając relacje innych podróżników wiem, że można w kilkanaście dni przejechać mnóstwo mil i zwiedzić kawał Ameryki:)
88309 27 lipca 2016 13:51 Odpowiedz
Oczywiście, że można. My w sumie przez 13 dni zrobiliśmy prawie 3000 mil :) Chociaż oczywiście mamy w głowach to, że na pewno wrócimy na zachód.
jaz99 27 lipca 2016 15:53 Odpowiedz
Fajna relacja, przeczytałem wszystko!Na przyszłość mogę polecić do zobaczenia White Pocket (moim zdaniem ciekawsze od The Wave, no i nie trzeba zezwolenia) oraz Edmaier's Secret. Na każdy z tych punktów trzeba zaplanować po całym dniu.
katraviatta 27 lipca 2016 16:44 Odpowiedz
Nas trochę ograniczyła liczba kierowców: 1W sumie zrobiliśmy więcej km niż Ty @Ruben$ w te nasze 18 dni, ale ostatni tydzień naprawdę sobie odpuściliśmy: potrafiliśmy być już o 18:00-19:00 w hotelu, wyjeżdżając o 9:00 - skromnie ;) Ostatnie dwa dni mi zostały do napisania i nie wiem jak będę żyć gdy skończę! Fajnie się pisze. Chyba trzeba będzie się gdzieś znowu udać.@NorwegianWood skorzystaj z układania trasy, tam Ci nikt głowy nie zmyje :D a jeśli zmyje - to przynajmniej będziesz realnie wiedział czego nie zdążysz zobaczyć
norwegianwood 27 lipca 2016 16:50 Odpowiedz
Hej:) juz sie przemoglam, opublikowalam i czekam pokornie na opinie:p nie mog esie doczekac dokonczenia trasy przez @Ruben$ bo liczba dni prawie zblizona a plany praktycznie te same:) @katraviatta - super sie czyta wiec kolejna podroz planujcie i relacjonujcie koniecznie:) czekam na podsumowanie:)
karpik 28 lipca 2016 22:37 Odpowiedz
a jakie jest uzasadnienie odmowy przez ubezpieczyciela ?nie wiem czy zwróciliście też uwagę w autobusach w SF na linkę, służącą do zatrzymywania pojazdu. Nad głowami siedzących pasażerów, przy szybie, wisi nic innego, jak linka, która po delikatnym pociągnięciu w dół sygnalizuje kierowcy chęć opuszczenia pojazdu przez pasażera. Coś jak znany nam guzik stop, tylko wersja economy :P
katraviatta 28 lipca 2016 22:49 Odpowiedz
"Zakresem ubezpieczenia nie są objęte koszty związane z opóźnieniem dostarczenia bagażu podróżnego, które ubezpieczony poniósł po powrocie do Polski."@karpik właśnie o tym mówię przestarzałych technologiach np. zamiast elektroniki - linka :D
norwegianwood 1 sierpnia 2016 10:45 Odpowiedz
Podsumowanie mistrzowskie! Miliard dobrych rad, ktore juz wpisuje do notatnika!:)))
88309 1 sierpnia 2016 14:41 Odpowiedz
Fajne podsumowanie :) Jedną rzecz bym zmienił. Jeśli to możliwe to pisałbym wszelkie wydatki w dolarach, a na samym końcu po ile kupowaliśmy dolary. W końcu u nas kurs mocno się zmienia i 500 złotych dzisiaj może w dolarach wykazywać inną wartość np. za rok...
becek 1 sierpnia 2016 14:54 Odpowiedz
przeczytałem tylko fragment ale moim skromnym zdaniem jak na 5 nocy w SF to praktycznie nic nie zobaczyliściea szkodaco do jedzeniaSF słynie z clam chowder, burrito i żarcia w chińskiej dzielnicy
katraviatta 1 sierpnia 2016 17:41 Odpowiedz
becek napisał:przeczytałem tylko fragment ale moim skromnym zdaniem jak na 5 nocy w SF to praktycznie nic nie zobaczyliściea szkodaco do jedzeniaSF słynie z clam chowder, burrito i żarcia w chińskiej dzielnicyRacja, jak sama wspominałam - to na co mieliśmy 3,5 dnia można zobaczyć w półtora, podkreślałam to dwa razy. Oraz, sami z góry zrezygnowaliśmy z turystycznych punktów jak painted ladies czy lombard street. Woleliśmy spędzić czas na faktycznym poznaniu miasta, by poczuć jego atmosferę. Dla nas dużo ciekawsze jest obserwowanie przystanków autobusowych i sklepowego asortymentu niż ikony turystów :D Naturalnie, ponownie napiszę - nie neguję tego. Sami przecież wybraliśmy Alcatraz jako must see, Twin Peaks oraz Castro. Reszta to miły dodatek, na który też znaleźliśmy czas. Jeśli chodzi o chińską dzielnicę - znaleźliśmy jedną knajpę przy pierwszej próbie i była tak autentyczna, że nie śmieliśmy ryzykować i zmieniać ;) A! no i oboje lubimy dobre piwo, wieczór w tap barze liquid gold, na nie-zwiedzaniu, wspominam najmilej :D :lol: :mrgreen: @Ruben$, racja - poprawiłam. Tam gdzie mogłam, dodałam walutę. Mogłam się machnąć o jakieś 2-4%, ale by to policzyć dokładniej, musiałabym wykonywać pewne działania od początku, więc uznaję tę granicę błędu :D
becek 1 sierpnia 2016 18:18 Odpowiedz
ale z opisu wynika ze właśnie potraktowaliście SF wybitnie turystycznie ale tak na leniano chyba ze napisz coś o tej "atmosferze" co ja niby poczuliście;D
katraviatta 1 sierpnia 2016 20:48 Odpowiedz
Naprawdę, nie czuję bym musiała się jeszcze z czegoś tłumaczyć :DKażdy ma swoje emocje i odczucia i jest to sprawa bardzo indywidualna.Mam wrażenie, że piszesz "ale mało zobaczyliście przez te trzy dni, mogliście więcej" w momencie, gdy ja piszę dokładnie to samo, tylko nie uważam tego za coś złego ;)Masz większe doświadczenie z SF: może napisz w osobnym wątku co myślisz i co ciekawego widziałeś? Przecież po to to forum jest, by pomóc innym. Zapewne i mnie, bo do SF na pewno wrócę przy okazji innych tras.
katraviatta 3 sierpnia 2016 14:12 Odpowiedz
wow! Ta relacja została nominowana do relacji miesiąca! To spore wyróżnienie, dziękuję!Jeśli się Wam podoba, zachęcam do głosowania:konkurs-na-relacje-miesiaca-lipiec,0,98436
elwirka 7 sierpnia 2016 11:57 Odpowiedz
Wielki szacun za podanie całego kosztu wyprawy na osobę. Na forum jest tendencja unikania odpowiedzi na pytanie: 'a ile cię to wszystko kosztowało?". Owszem wszyscy podają ceny lotów, hoteli, wynajmu auta czy atrakcji. Ale tego ile przejedli, przepili i przebalowali to często już nie podają. A dla planujących wyprawę takie informacje są pomocne. 9.874 zł na osobę to naprawdę nie tak dużo. Spodziewałam się wyższej kwoty jak na 3 tygodnie w Stanach.
katraviatta 7 sierpnia 2016 16:23 Odpowiedz
elwirka napisał:Wielki szacun za podanie całego kosztu wyprawy na osobę. Na forum jest tendencja unikania odpowiedzi na pytanie: 'a ile cię to wszystko kosztowało?". Owszem wszyscy podają ceny lotów, hoteli, wynajmu auta czy atrakcji. Ale tego ile przejedli, przepili i przebalowali to często już nie podają. A dla planujących wyprawę takie informacje są pomocne. 9.874 zł na osobę to naprawdę nie tak dużo. Spodziewałam się wyższej kwoty jak na 3 tygodnie w Stanach.Dziękuję!Wydaje mi się, że to nie takie rzadkie podawać całkowity koszt. Najlepiej sobie policzyć "rentowność" wyprawy w przeliczeniu na dzień - co też zrobiłam - i porównać do innych tego typu wypraw. Np. @tomcravt ma ten "licznik" ok 360 zł na dzień - czyli tańszy! Ale były też "droższe" wyprawy. Nasza wycieczka z dojazdem trwała też tak naprawdę 24, a nawet 25 dni.Aha, no i to jest też powód, dla którego moi znajomi nie przeczytali tej relacji, nigdzie jej nie podlinkowałam :D Nie napisałam jej dla nich, tylko dla użyteczności publicznej, by komuś się jeszcze przydała jakaś informacja z tej pisaniny. Jeśli ktoś chciałby się odwdzięczyć, z chęcią przyjmę hershey's (od $1) lub beef jerky (od $3) :lol:
grondo 7 sierpnia 2016 17:41 Odpowiedz
Jak ktoś będzie zawiedziony jedzeniem w polecanych Wendy's i Denny's, to proszę się nie zrażać, w stanach można zjeść duużo lepiej ;)
opo 7 sierpnia 2016 17:56 Odpowiedz
jak jesteśmy przy amerykańskich fast foodach z burgerami to polecam spróbować In-N-Out, sieć dostępna praktycznie tylko w Kalifornii z super krótkim menu, jakościowo oczko powyżej pozostałych sieciowek.
katraviatta 7 sierpnia 2016 21:24 Odpowiedz
grondo napisał:Jak ktoś będzie zawiedziony jedzeniem w polecanych Wendy's i Denny's, to proszę się nie zrażać, w stanach można zjeść duużo lepiej ;)Wendy's i Denny's są całkiem ok, smacznie, ale najlepiej wychodzi tu stosunek jakości do ceny. Oczywiście, że można zjeść lepiej - moi faworyci to black bear inn i johnny rockets ;)
logis 8 sierpnia 2016 14:02 Odpowiedz
Powiem krótko: GOOD JOB !
katraviatta 13 września 2016 00:41 Odpowiedz
mały apdejt: Air France jest oczywiście świetną linią lotniczą i wypłaciła claim bez szemrania :)więc jeśli zawiedzie Was Wasz ubezpieczyciel, zawsze można liczyć na linie :D
skysurfer 14 kwietnia 2017 17:35 Odpowiedz
Świetna relacja! Od mojej wyprawy po zachodnim wybrzeżu minęło już trochę czasu, więc łza się w oku kręci na widok zdjęć z tych samych miejsc, ehh chciałoby się tam wrócić.Co do jedzenia to dodałbym tylko, że fastfood w kalafiorni to nie tylko burgery i pankejki, ale także całkiem niezłe potrawy meksykańskie w Taco Bell, Salsie itp, także w bardzo dobrej cenie. katraviatta napisał: Kolejka w wypożyczalni aut może być długa oraz nie bójmy się wysłuchać propozycji co do upgrejdu Co do upgrade'u mam trochę inne doświadczenie, bo za każdym razem kiedy rezerwowałem przy LAX małe auto okazywało się, że aut tej klasy nie ma, a najmniejszym jakie mieli było coś określane jako full size, a raz nawet trafił się van. Oczywiście nikt nie wymagał żadnej dopłaty. Przed zgodzeniem się na zaproponowany upgrade dobrze zapytać, czy zamówione auto jest dostępne ;) bo z dużym prawdopodobieństwem można dostać upgrade za darmo. Dorzucę jeszcze swoje 3 gr i dodam, że planując trasę po zachodnim wybrzeżu nie omijałbym LA, które warto zobaczyć chociażby dla plaży w Santa Monica, Venice lub aMalibu lub zachodu słońca lub wieczoru z punktu widokowego przy Mulholland Drive.
katraviatta 16 kwietnia 2017 13:29 Odpowiedz
@‌SkySurfer‌ generalnie zgadzam się ze wszystkim, co piszesz, więc mam nadzieję, że inni Cię posłuchają:1. żałuję, że do kuchni meksykańskiej nie było nam jakoś po drodze, mimo, że lubimy - mogliśmy choć do Taco bell ;) jedliśmy raz meksykańskie w pahrump i było słabe, więc następnym razem na pewno sobie pofolgujemy w tę stronę. Podobnie jak chińskie jedzenie w SF - ok, knajpa, w której jedliśmy miała wyborne jedzenie, ale jednak chcę też następnym razem spróbować czego innego w faktycznej chińskiej dzielnicy :D2. z samochodem rzeczywiście taktyczny błąd. Może nie mieli niczego w naszej klasie. Choć wypożyczalnia w SF jest ogromna, pewnie małe szanse na to, ale może rzeczywiście tak było - dobrze, że to strata tylko hipotetycznych $80 3. To mnie dołuje najbardziej. Odpuściliśmy LA, bo tłok korki itp., ale jednak plażę i kalifornijski klimat chciałam zobaczyć, teraz na pewno zmodyfikowałabym trasę i pojechała choć na Santa Monica właśnie :(
michals-80 12 lipca 2017 19:20 Odpowiedz
Dzięki za super relacje. Nie ukrywam, że była ona dla mnie natchnieniem i za półtora miesiąca ruszam Twoimi śladami ;). Generalnie moja trasa jest podobna uwzględniając Twoje wszelkie uwagi i wskazówki. W moim wyjeździe jest jednak trzeci podróżnik – 2,5 letni. Podróżnik ten potrafi przejść 3-4 km odcinki na swoich nogach, ale czasem oczywiście potrzebuje wsparcia w postaci wózka. I stąd parę pytań...Zion NP – w drodze na „The Narrows” przechodziliście zapewne „RiverSide Walk” - jak udało mi się wczytać da się tu wjechać wózkiem – proszę o potwierdzenie ;)czy na początku „The Narrows” jest opcja żeby zostawić gdzieś wózek (przypięty) żeby np. spróbować swoich sił na tym szlaku?Bryce NP – tu planujemy zejście na dół szlakiem Queens Garden Trail a powrót na górę Navajoo Loop. Czy to Twoim zdaniem dobre rozwiązanie? Da się zabrać tutaj wózek czy lepiej zostawić na górze?W sumie w ogóle będę wdzięczny za Twoja opinię w tym temacie – które z „waszych” szlaków mogą nadawać się na wózek tudzież wędrowanie przez 2,5 latka.Pzdr ;)
manix2 12 lipca 2017 21:33 Odpowiedz
michals_80 napisał:Zion NP – w drodze na „The Narrows” przechodziliście zapewne „RiverSide Walk” - jak udało mi się wczytać da się tu wjechać wózkiem – proszę o potwierdzenie ;)czy na początku „The Narrows” jest opcja żeby zostawić gdzieś wózek (przypięty) żeby np. spróbować swoich sił na tym szlaku?Z tego co ja pamiętam, to całe Riverside Walk można bez najmniejszego problemu przejechać wózkiem. To jest po prostu wybetonowana na płasko ścieżka. Jak trzeba już wejść do rzeki to wózek trzeba zostawić. Można na przykład przypiąć do jakiegoś drzewka albo po prostu zostawić, nie sądzę aby ktoś go ukradł :) Jak daleko uda wam się przejść rzeką zależy głównie od poziomu wody. Trzeba malucha bardzo pilnować bo prąd jest dosyć mocny miejscami a dno kamieniste.michals_80 napisał:Bryce NP – tu planujemy zejście na dół szlakiem Queens Garden Trail a powrót na górę Navajoo Loop. Czy to Twoim zdaniem dobre rozwiązanie? Da się zabrać tutaj wózek czy lepiej zostawić na górze?Większość tej trasy jest do zrobienia wózkiem bo głównie w dół i jest dosyć szeroko i równo. Przez Navajoo Loop mocno pod górę ale też podłoże równe, myślę że wózek nawet z dzieckiem można spokojnie wciągnąć. Jak się nie da z "ładunkiem" to na pewno pusty może bez problemu wjechać.
katraviatta 13 lipca 2017 00:09 Odpowiedz
Dziękuję za ciepłe słowa!@Manix2manix2 już odpowiedział, a tymczasem ja tylko dorzucę co NIE nadaje się z mojej relacji dla dziecka:1. Szlak na north dome - w yosemite wybierzcie inny ;)2. the Narrows - zależy w jakim miesiącu jedziecie. Jeśli tak jak my w głębokim czerwcu lub lipcu - woda będzie płyciutka. Szkrab może wejść z Wami, ale na pewno się przewróci :D i będzie cały mokry, nie ma innej opcji.3. Szlak do delicate Arch - nie ma szans, jeśli wybieracie się do Arches (polecam) to raczej miejsca "scenic point" z mapki niż szlaki.To tyle. Ameryka to bardzo przyjazny kraj dla każdego. Przeleciałam w myślach moją trasę i w sumie z dzieckiem można wszędzie: i do yosemite, i death valley, i Zion (emerald pools!) i Bryce (pod tę górę na Navajo loop wózek ok, ale zziajacie się na pewno ;) ) i Kanion, i Canyonlands, i Arches, i Monument Valley, Canyon de Chelly, Bearizona, Calico, Oatman... i Monterey - no wszystko!